W spektaklu Czarownice z Salem Krystyna Łubieńska wciela się w rolę 14-letniej Ruth Putnam.

i

Autor: fot. www.teatrwybrzeze.pl/zespol/krystyna-lubienska W spektaklu "Czarownice z Salem" Krystyna Łubieńska wciela się w rolę 14-letniej Ruth Putnam.

"To dopiero początek!" Krystyna Łubieńska po 60 latach na scenie Teatru Wybrzeże

2018-11-04 12:11

Gdyby nie ona, Kozakiewicz może nigdy nie wystąpiłby na Olimpiadzie. O kim mowa? O Krystynie Łubieńskiej, trójmiejskiej aktorce, która zrezygnowała z pracy w warszawskim teatrze Ateneum na rzecz jej ukochanego Sopotu. To między innymi ona została pierwszą Ofelią Wajdy, a na egzaminach zachwycił się nią sam Bardini. I choć bez pamięci kocha teatr, to jej życie to gotowy scenariusz na doskonały film.

Aktorka-instytucja. Tak najlepiej zdefiniować Krystynę Łubieńską, która właśnie w tym roku obchodzi okrągły jubileusz. To właśnie równo 60 lat temu stanęła ona na scenie Teatru Wybrzeże i jak wspomina – zakochała się bez pamięci.  

- Teatr to moje życie. Żaden film nie jest w stanie zastąpić tych emocji, jakie towarzyszą aktorowi gdy wychodzi przed prawdziwą publiczność. Grając w filmie nie usłyszymy śmiechów, wzruszeń czy czasem gwizdów. Tam jesteśmy anonimowi. A stojąc na scenie gramy całym sobą – tłumaczy Łubieńska.

W Teatrze Wybrzeże po raz pierwszy wystąpiła w 1958 roku w spektaklu "Nie będzie wojny trojańskiej" Jeana Giraudoux w reżyserii Bohdana Korzeniewskiego. Na scenie jednak nigdy by się nie pojawiła, gdyby nie upór jej... matki.  

- Nigdy nie chciałam być aktorką. Chciałam skończyć Akademię Sztuk Pięknych, zostać architektem wnętrz. Mama jednak nie popierała mojego pomysłu. Chciała żebym poszła na egzamin do studia aktorskiego. A ja kochałam nieprzytomnie moją mamę i poszłam. Taka sierotka Marysia, stoję w tej granatowej spódniczce i wspaniały Bardini się mnie pyta: "Moje dziecko, a dlaczego ty chcesz być aktorką?". Odpowiedziałam więc krótko i z obłędną szczerością: "Bo mama mi kazała" – mówi aktorka.

Dziś, gdy Krystyna Łubieńska schodzi ze sceny mówi, że po prostu jest... kobietą. Kobietą, która wraca do przepełnionego miłością domu, gdzie czekają na nią jej wierni towarzysze.

- Co to za dom bez zwierząt. One nawet teraz są bardziej gotowe udzielić wywiadu. A co do sceny - spędziłam na niej wiele lat, w USA odwiedziłam 26 stanów, od Nowego Jorku po Missisipi. Widziałam wielkie bogactwo i ludzi, którzy w tym bogactwie byli bardzo nieszczęśliwi. Tymczasem ja w moim domu w Sopocie jestem sobą. Nikim na pokaz. To tu odnalazłam moje szczęście – dodaje Łubieńska.

Łubieńska poza zwierzętami kocha także pomagać. Kiedyś jako młoda dziewczyna, z pierwszej pensji oddawała część pieniędzy matce Władysława Kozakiewicza.

- Żyliśmy blisko, im się nie przelewało, w domu były problemy. Gdy dziś czytając jego biografię, widzę tam swoje nazwisko to ściska mnie w sercu. Tyle sportowych osiągnięć, taka pasja i znalazło się miejsce dla Łubieńskiej. To więcej niż miłe – mówi aktorka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki