- Dla nas to jest ogromna trauma. Chronimy i będziemy chronić nasze dzieci. Rodzice, którzy wiedzą, co się stało z Olkiem, prosili nas, żebyśmy nie mówili ich tego dzieciom - mówi nam dyrektor jednego z gdańskich przedszkoli. Kobieta, tak jak wszyscy mieszkańcy Gdyni, od piątku, 20 października żyje dramatem, który wydarzył się w jednym z nowych bloków przy ulicy Górniczej.
To spokojne osiedle w którym mieszkają żołnierze i policjanci. Grzegorz Borys mieszkał w bloku należącym do wojska. Nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. 20 października o godzinie 10.14 jego żona zadzwoniła na policję. Powiedziała, że jej synek nie żyje. Wskazała też sprawcę tego okropnego czynu.
- Olek chodził do naszego przedszkola od 3. roku życia. Rodzice byli zaangażowani w jego wychowanie. Odbierała go mama, tata i dziadkowie. Nie było nić takiego, co by wskazywało na to, że w tej rodzinie może dojść do takiego dramatu - mówi nam dyrektor przedszkola. Oluś był ślicznym mądrym dzieckiem. Kochał ojca. Na ich ostatnich wspólnych zdjęciach wtula się w niego. Jest szczęśliwy, uśmiechnięty.
Grzegorz Borys, ojciec 6-latka, jest podejrzany o zabójstwo syna ze szczególnym okrucieństwem. Jest ścigany listem gończym. Po tym, jak poderżnął gardło maluchowi, uciekł do lasu. Szuka go blisko 1000 policjantów. Policja przy pościgu używa dronów i śmigłowca. Grzegorz Borys doskonale zna lasy otaczające Trójmiasto. Nie raz zaszywał się w nich na kilka dni. Potrafi też zbudować kryjówkę. Policja podejrzewa, że nie chce oddać się w ręce sprawiedliwości i będzie robił wszystko, aby nie wpaść w ręce mundurowych.
- On był agresywny. Wszystko mu przeszkadzało. Wszczynał awantury. A to o samochód, że źle zaparkowany, a to, że ktoś porysował ławkę - mówi nam jeden z mieszkańców spokojnego do tej pory osiedla w Gdyni. - On chodził z synem i małym starym psem. Źle tego psa traktował - dodaje. - Bawił się z tym dzieckiem na placu zabaw. Jestem pewna, że bardzo go kochał. Nigdy bym go o coś takiego nie podejrzewała. Nie wiem, co się takiego zadziało, że on zrobił to, co zrobił - mówi nam jego sąsiadka. Na razie policja oficjalnie nie mówi o motywach zbrodni.