Kilka minut po godzinie 16:30 do funkcjonariuszy gdańskiej straży miejskiej podbiegła bardzo zdenerwowana kobieta. - Powiedziała nam, że jej znajomy wskoczył do rzeki. Odpłynął od brzegu i zniknął pod wodą. Od kilku minut nie wypłynął. Przez telefon właśnie wzywała pomoc - tłumaczy starszy strażnik Michał Pałka. Od 44-latki czuć było woń alkoholu.
Strażnicy przejęli rozmowę z operatorem numeru 112 i wezwali odpowiednie służby. - Dowiedzieliśmy się, że mężczyzna razem z kobietą i ich znajomym pili na pobliskiej ławce. W pewnej chwili wrzucił do rzeki butelkę piwa i powiedział, że po nią wskoczy. Rozebrał się, po czym wszedł do wody - mówi Michał Pałka. - Na barierkach ochronnych wisiały ubrania. Obok stały klapki. Sprawdziliśmy nabrzeże na odcinku około 50 metrów. Mężczyzny nigdzie nie było widać - dodaje.
Z Motławy w końcu udało się wydobyć zwłoki. Na miejscu pracowała grupa dochodzeniowo-śledcza, a także policyjny technik. Czynności mundurowi prowadzili pod nadzorem prokuratora oraz z udziałem biegłego z zakresu medycyny sądowej. Zabezpieczono też ślady. - Ciało mężczyzny zostało przewiezione do badań sekcyjnych - przekazał naszemu reporterowi jeszcze w dniu zdarzenia asp. sztab. Chrzanowski.
Polecany artykuł:
- Odpoczywajmy odpowiedzialnie - podsumowują krótko mundurowi.