Pani Agnieszka zmarła niespodziewanie w wieku 43 lat, zaledwie kilka godzin po opuszczeniu szpitala. Jak przyznaje pan Krzysztof, opuściła go "najbardziej kochana osoba na świecie". Pani Agnieszka zostawiła również ich 12-letniego syna, który choruje na Aspergera. Odeszła dokładnie w Dzień Matki. - Najtrudniejszy był moment, gdy umierała mi na rękach. Te jej drgawki... Po trzecim ataku przestała się ruszać. Położyliśmy ją na podłodze. Pogotowie zaczęło reanimację, ale nie dało się uratować żony - opowiada pan Krzysztof dziennikarzom "Interwencji" Polsatu. Para była małżeństwem od 13 lat. Nic nie zapowiadało tragedii. Kobieta w połowie maja źle się poczuła. Miała drgawki i cała się trzęsła. Gdy mąż zawiózł ją na SOR, otrzymała wówczas "zastrzyk przeciwbólowy i jakąś zawiesinę". - Dali jej zastrzyk, syrop i kazali jechać do domu - mówi pan Krzysztof. Po niecałych dwóch tygodniach pani Agnieszka znów trafiła do wejherowskiego szpitala. Tym razem przywiozło ją tu pogotowie. Nie zrobiono jej jednak prześwietlenia. Nie kazano też zostać na obserwację. Czy można było zrobić coś więcej?
Rzeczniczka szpitala miała odmówić rozmowy autorom wstrząsającego reportażu. - Informuję, iż świadczenia SOR służą wykluczeniu aktualnego zagrożenia życia lub udzieleniu świadczeń w przypadku, gdy to zagrożenie zostało stwierdzone. W przypadku Pani Agnieszki, po wnikliwej diagnostyce [...], takie aktualne zagrożenie życia wykluczono - przekazała w przesłanej wiadomości Małgorzata Pisarewicz, dyrektor ds. komunikacji społecznej i promocji Szpitali Pomorskich. Spółka ta skupia największe tego typu placówki w regionie.
To już kolejny szokujący materiał dziennikarzy Polsatu o zdarzeniach w wejherowskim szpitalu. Czytaj więcej w artykule Odesłali ją ze szpitala. Urodziła na podłodze w łazience, dziecko nie oddychało [KLIKNIJ TUTAJ].