Niecodzienna interwencja miała miejsce na początku lipca. - Funkcjonariusze wezwali straż pożarną celem wejścia do mieszkania przez okno. Istniało bowiem podejrzenie, że mężczyzna zasłabł i zmarł. Mieszkańcy sąsiada nie widzieli od kilku dni - podaje wejherowska straż miejska. Okazało się jednak, że sprawca zamieszania wracał z pracy wieczorami, a do swojego lokalu znosił puszki po piwie, opakowania po żywności, puste butelki po alkoholu oraz inne odpady.
- Smród gnijącej żywności wyczuwalny był na klatce schodowej i przez otwarte okno - relacjonują mundurowi. Po kilku dniach strażnikom udało się porozmawiać z mężczyzną. Podjęli mediacje, by ten pozwolił zarządcy na przekroczenie progu. - Początkowo wyraził zgodę. Dziękował za zainteresowanie i zaoferowaną pomoc. Kiedy służby sprzątające i funkcjonariusze pojawili się na miejscu, zdanie zmienił i nie chciał otworzyć drzwi. W końcu jednak dał się przekonać.
Przez kilka godzin ekipa sprzątająca wynosiła z mieszkania przeróżne odpady. W tym czasie 56-latek opowiadał o swoich przeżyciach i załamaniu psychicznym, a także maniakalnym zbieractwie. Z mieszkania usunięto m.in. kanapę i fotele, w których zalęgły się robaki. Potem przeprowadzono dezynfekcję.
Strażnicy miejscy przy pomocy pracowników MOPS-u, sióstr zakonnych oraz Inspektoratu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego UM załatwili mężczyźnie nowy materac, koce i śpiwór.