Zbieracz gołębi omotał panią Ewę z Gdańska. Porażające, co zobaczyli w jej mieszkaniu
Towarzysz mieszkanki Gdańska od kilku lat więził gołębie w należącym do kobiety lokum. Na miejscu ujawniono nie tylko ptaki, ale też stosy odchodów i śmieci, nad którymi latały roje much. Całą sprawę postanowili nagłośnić wolontariusze Kotów spod Bloku, którzy ujrzeli ten widok ok. miesiąc temu. Do odkrycia doszło przypadkiem, bo przez pewien czas robili oni seniorce zakupy, ale pewnego razu kobieta upadła i nie była w stanie się sama podnieść, więc potrzebowała pomocy. Gdy wolontariusze weszli do środka, nie mogli uwierzyć. Wszystkie gołębie znajdowały się w jednym pokoju i miały nóżki związane plastikiem, by nie mogły uciec. - Toaleta nie działa. Brak odpływu wody i nieczystości. Smród nie do opisania - czytamy na profilu facebookowym Kotów spod Bloku. Wolontariusze zabrali staruszce interwencyjnie trzy odwodnione koty - z pasożytami, popsutymi zębami i problemami z nerkami - i uwolnili gołębie. Sprawę zgłosili do MOPR, ale okazało się, że nikt nie kwapi się do zakończenia koszmaru mieszkańców Gdańska. Z uwagi na swoje zaburzenia psychiczne nie zdają sobie sprawy z tego, do czego doprowadzili.
Dalsza część tekstu pod zdjęciami z mieszkania seniorki z Gdańska.
- Tutaj pojawia się ściana numer jeden, która obrazuje znakomicie niewydolność polskiego systemu. Panie z MOPR były przerażone sytuacją. Napisały skierowanie "pilne" o konsultację psychiatryczną, ze względu na zagrożenie zdrowia i życia. Zgadnijcie, ile się czeka na pilną konsultację? Miesiąc!!! W tym czasie przypadek pilny może już być przypadkiem niebyłym. W końcu konsultacja się odbyła. Lekarz nie zapoznał się z aktami, nie wszedł do mieszkania. Koniec sprawy - informują wolontariusze Kotów spod Bloku.
Czytaj też: Po blacie kuchennym do łóżka. Tak wygląda mikrokawalerka w Gdańsku. Cena? Szok!
Jak dodają, zależy im, by sytuacji, w jakiej znalazła się kobieta, dowiedziało się jak najszersze grono osób. Mieszkający z nią mężczyzna cierpi na zbieractwo, przez co z domu wyrzucili go jego bliscy. Wolontariusze twierdzą, że "omotał on kobietę", przez co stała się ofiarą całego zdarzenia. - Jak to często w takich sytuacjach bywa, obie chore osoby "nakręcają się" nawzajem - w końcu świat jest przeciwko nim, a tylko ta druga osoba rozumie - czytamy na profilu facebookowym Koty spod Bloku.
- Stwierdziliśmy, że nie możemy dalej milczeć. Po prostu nie możemy. Nam się do tej pory w żołądkach przewraca na wspomnienie tego widoku. Tak nie może być! - dodają wolontariusze organizacji.