By się nasycić - chleb moczyli w herbacie. Sprawdzonym od lat sposobem jest także ryż z ketchupem i ziemniaki. Akademickie patenty na zabicie głodu wielokrotnie zaskakiwały. Dzisiejszy jednak student - mimo, że nadal wiecznie głodny - okazuje się, że ma nieco bardziej wygórowane wymagania.
- Mieszkam z mamą więc mogę pozwolić sobie na jedzenie w knajpach. Często wybieram burgerownie, lubię też fastfoody - mówi jeden ze studentów gdańskiego uniwersytetu. - Ja gotuje sobie sam, ale obiad zawsze musi składać się z dwóch dań. Zwracam na to szczególną uwagę - dodaje drugi z żaków.
Zdarzają się jednak nadal i tacy studenci, którzy swój chleb smarują... nożem.
- Ogólnie raz na jakiś czas starczy na bar mleczny, ale częściej są to zupki chińskie, jakieś zapychacze. Wiadomo, zdarza się czasem pizza, burger, ale potem trzeba zacisnąć pasa - mówi jeden ze studentów.
Swoją ofertę zwiększyły także uczelniane bary, w których można kupić już nie tylko kanapki.
- Za niecałe 10 zł możemy zjeść naleśniki ze szpinakiem. Dostępna jest także sałatka z kurczakiem, frytki. Mamy też dania dla osób, które nie jedzą mięsa. Oferta jest naprawdę bardzo szeroka - tłumaczy studentka ekonomii.
Mimo, że możliwości jest bardzo dużo - zarówno dla tych z lekkim jak i ciężkim portfelem, to jednak zabiegani studenci przyznają, że najlepszy obiad to i tak ten zrobiony przez kogoś. A najlepiej - przez mamę.