Choć mundurowi wezwali karetkę pogotowia dla około 60-letniego bezdomnego z Gdańska, mężczyzna kategorycznie odmówił odwiezienia do szpitala na badania. Dwa dni później strażniczki miejskie odwiedziły go. Chciały sprawdzić, w jakim stanie jest mężczyzna oraz namówić go do przyjęcia fachowej pomocy medycznej. O sprawie powiadomiły także streetworkerów i MOPR. - Warunki, w jakich przebywał mężczyzna, były fatalne. Altanka nie była ogrzewana i panował w niej bałagan. Pan nie miał też dostępu do ciepłej wody i toalety. Ze względu na jego stan zdrowia i coraz niższe temperatury na zewnątrz, namawiałyśmy go, żeby pojechał do szpitala i przyjął oferowaną pomoc - mówi aplikant Marta Zacharczyk. - Po około 15 minutach rozmowy 60-latek rozpłakał się i powiedział, że przyjmie pomoc. Poprosił tylko o wezwanie karetki następnego dnia. Stwierdził, że wstydzi się swojego stanu i musi doprowadzić się do porządku - dodaje Marta Zacharczyk.
- Strażniczki postanowiły, że nie zostawią mężczyzny samego i pomogą mu w przygotowaniach. Zabrały ze sobą czyste ubrania i następnego dnia ponownie udały się na działki. Swoją pomoc zaoferował też działkowicz z sąsiedniej posesji. Przyniósł ciepłą wodę i przybory toaletowe. Funkcjonariuszki umyły i przebrały mężczyznę, a następnie wezwały pogotowie - podaje gdańska straż miejska. - Gdy mężczyzna był już w karetce, nie krył łez wzruszenia.