Polikarp Nowak (67 l.) blisko 17 lat temu dostał udaru mózgu i od tego czasu wymaga systematycznych kontroli. Wcześniej nie było z tym problemu, ale od końca 2008 roku, gdy złamał udo, jest skazany na wizyty domowe. Pani Helenie udało się zorganizować jedną, potem jakoś sobie radziła, np. przedłużając recepty na leki u lekarza rodzinnego.
Niestety, na początku czerwca stan pana Henryka znacznie się pogorszył. - Coraz częściej nie było z nim kontaktu, przestał poznawać mnie i córkę - opowiada ze smutkiem pani Helena, która zaczęła podejrzewać, że mężowi zaszkodziły nowe leki. Próbowała ściągnąć do domu lekarza z przychodni przy Szajnochy, niestety, szybko okazało się, że nie ma na to szans, bo ten, który opiekuje się mężem, jest na kilkumiesięcznym zwolnieniu. Co więcej, na spotkanie z innym nie ma szans, bo na całe Bielany i Żoliborz przypada dosłownie jeden neurolog prowadzący wizyty domowe! - To jakaś kpina - komentuje pani Helena. - Nie stać mnie na prywatną wizytę specjalisty - dodała.
Koordynator do spraw lecznictwa z SPZZLO Żoliborz dr Wojciech Borkowski (56 l.) od razu uderzył się w pierś. - Rzeczywiście, fatalnie się złożyło. Traf chciał, że nasz neurolog sam ma problem ze zdrowiem - tłumaczy i zapewnia, że zadba o to, by do pana Polikarpa lada dzień zajrzał neurolog. Godne pochwały, ale warto pomyśleć też o reszcie pacjentów. Dobrym rozwiązaniem, praktykowanym zresztą z powodzeniem na całym świecie, jest znalezienie lekarza na zastępstwo.