Obudził się na torach. Nie wiedział, kim jest. Czy kiedykolwiek dowiemy się, co się stało?
Miał krwawiącą ranę na głowie i poplamioną koszulę. Leżał na torach. Wstał i ruszył w kierunku Dworca Centralnego w Warszawie, szukając pomocy. W taki sposób rozpoczęła się historia „człowieka bez tożsamości”, którą w ostatnim czasie przypomniał portal "fakt.pl".
Sytuacja miała miejsce pomiędzy 1992 a 1996 rokiem. Kiedy Jan Wojciech Man dotarł do dworca, nikt nie chciał mu pomóc. Został osobą bezdomną. Żywił się resztkami jedzenia, które znalazł lub owocami. W końcu, po kilku latach tułaczki, otrzymał szansę na zmianę swojego życia. Zaczął pracować na budowie i to właśnie jeden z jego szefów podarował mu numer do fundacji Itaka.
Itaka o sprawie poinformowała lokalną policję. Funkcjonariusze zebrali od mężczyzny odciski palców i zarejestrowali go, jako osobę niezidentyfikowaną. W 2003 roku Wojciech Tochman, jeden z założycieli Itaki, napisał tekst: "Człowiek, który powstał z torów". Reportaż ukazał się w magazynie "Duży Format" Gazety Wyborczej. Twarz Jana pojawiła się na okładce, jego zdjęcia zawisły na przystankach w całej stolicy. To też nic nie dało. Nie zgłosił się nikt, kto by go rozpoznał.
Fundacja nie osiadła na laurach. W ciągu kilku kolejnych lat mężczyzna otrzymał mieszkanie socjalne, zarejestrowano go jako bezrobotnego, a nawet zafundowano mu kurs spawacza. W międzyczasie otrzymał także nową tożsamość – Jan Wojciech Man, urodzony 1 stycznia 1960 roku.
Od dnia, w którym pan Jan po raz kolejny pokazał się całemu światu, nikt nie zgłosił się jako jego rodzina. W niedzielę, 24 września, na profilu mężczyzny, który został stworzony na portalu Facebook, pojawiła się informacja o tym, że DNA „człowieka bez tożsamości” znajduje się w polskiej bazie. Czy to początek końca tej tajemniczej historii? Czy teraz będzie łatwiej znaleźć jego rodzinę? Na razie te pytania pozostają bez odpowiedzi.
Listen on Spreaker.