Mam nadzieję, że nie będzie to remont Sali Kongresowej – skandaliczny, absurdalny, żenująco nieudolny, trwający dłużej niż budowa całego Pałacu Kultury i Nauki! Remont Sali Kongresowej utknął w martwym punkcie w 2014 r., bo firma, która go rozpoczęła, po rozgrzebaniu wnętrza zbankrutowała i porzuciła inwestycję. Szybko okazało się też, że projekt techniczny, który był wykonany, nijak się ma do tego, co okazało się po wyniesieniu krzeseł i zerwaniu podłóg. I tak minęło osiem lat. W tym czasie koszty inwestycji poszły drastycznie w górę, temat remontu co pewien czas powraca jak bumerang, ale dziura w ziemi nadal straszy! Rok temu Trzaskowski zgodził się dołożyć 100 mln zł m.in. po to, by zapłacić za nowy projekt remontu Sali Kongresowej. Dziś, po otwarciu ofert na dokończenie remontu (czytaj: wykonanie prac od początku), okazuje się, że trzeba dołożyć kolejne 100 milionów.
Prezydent Rafał Trzaskowski, zapytany przeze mnie, co zrobi w sprawie Kongresowej zasugerował, że można by było… powtórzyć przetarg. – Nie podjęliśmy jeszcze decyzji, ale są dwa rozwiązania: po raz kolejny szukać 100 mln zł w budżecie lub ogłosić nowy przetarg i liczyć, że nowe oferty będą niższe – usłyszałam od prezydenta Trzaskowskiego.
Problem polega na tym, że żaden z ekspertów, z którymi rozmawiałam, nie wierzy w obniżkę kosztów takiej inwestycji. Manewr był dobry jeszcze kilkanaście lat temu – przypomnę tylko, że w ten sposób byłemu wiceprezydentowi Jackowi Wojciechowiczowi w 2008 r. udało się zaoszczędzić blisko 1,5 mld zł na budowie centralnego odcinka II linii metra. Ratusz wówczas nie zaakceptował horrendalnie wysokich kosztów, unieważnił pierwszy przetarg i w drugim ceny były o wiele niższe.
Ale dziś, gdy wszystko wokół drastycznie drożeje? Radziłabym Rafałowi Trzaskowskiemu uciąć dylematy męską ręką, wygospodarować te 100 mln zł (wiem, że niełatwo) i nie narażać się, że dziura w ziemi zamiast Sali Kongresowej stanie się niechlubną ikoną jego rządów w Warszawie.
Bo sala koncertowa z prawdziwego zdarzenia jest stolicy potrzebna. Wie o tym każdy, kto choć raz był na koncercie na Stadionie Narodowym. Tam można słuchać tylko tych wykonawców, których utwory się doskonale zna, bo innych rozpoznać nie sposób. Tam akustyka jest do bani. W planowanej od lat (imponującej na wizualizacjach) sali koncertowej w siedzibie Sinfonii Varsovii przy Grochowskiej akustyka byłaby idealna, ale tej inwestycji wciąż nie udało się rozpocząć.
Sala Kongresowa to kawał naszej historii (wiem, niektórzy powiedzą że niechlubnej, bo PRL-owskiej), ale akurat na akustykę w tym obiekcie narzekać nie można. Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska zwróciła mi też uwagę na jeden bardzo ważny argument. Sala Kongresowa przed remontem zarabiała ok. 10 mln zł rocznie, dziś mogłoby to być nawet 20 mln zł. Władze PKiN przyznają, że regularnie odbierają telefony z pytaniem, czy można wynająć Salę Kongresową. – Byłaby to jedna z nielicznych inwestycji samorządowych, której koszt zwróciłby się w ciągu kilku lat – mówi Renata Kaznowska.
Popieram ten argument. Liczę na odwagę i decyzyjność Trzaskowskiego.
Napisz do autorki felietonu - Izabeli Kraj - [email protected].