W upały Jeziorko Czerniakowskie to ulubiony miejski akwen warszawiaków. Przedwczoraj wybrał się tam z kolegą 16-letni Adaś. W pewnym momencie chłopak zniknął pod wodą i już nie wypłynął. Wezwani przez plażowiczów strażacy próbowali go szukać, ale na brzeg wyciągnęli go dopiero przybyli później nurkowie. Niestety, długa reanimacja nie powiodła się.
Teraz wszyscy zadają sobie pytanie, dlaczego na miejscu nie było żadnych ratowników i czy musiało dojść do tej tragedii? Przecież WOPR do ubiegłego roku czuwał tam nad bezpieczeństwem warszawiaków? - Do tego nieszczęśliwego wypadku doprowadziły bezpośrednio zaniedbania urzędników - stwierdza ostro Rafał Rychlewski (31 l.), wiceprezes warszawskiego WOPR, i przypomina opisaną przez "Super Express" decyzję burmistrza Bogdana Olesińskiego (50 l.), który rok temu wyrzucił ich z bazy nad jeziorem. Choć po raz pierwszy od dwóch lat woda w jeziorku nadaje się do kąpieli, od początku tego sezonu jeziorko jest niestrzeżone.
Wypadkiem wstrząśnięci są też radni. - Szkoda, że źle rozumiane oszczędności i biurokracja biorą górę nad zdrowym rozsądkiem i bezpieczeństwem mieszkańców. Szkoda, że tym razem zakończyło się to tragedią - komentuje Radosław Sosnowski, radny PiS na Mokotowie.
A co na te ostre słowa sama dzielnica? - To wielka tragedia. Jeziorko Czerniakowskie bywa zdradliwe, dlatego wielokrotnie mówiliśmy, że kąpiel w tym akwenie jest zabroniona. Informują o tym także tablice ostrzegawcze. Od początku czerwca intensywnie szukaliśmy ratowników, którzy zadbaliby o bezpieczeństwo mieszkańców, ale nie było chętnych. Dopiero w ostatnich dniach pojawiła się firma, która wyraziła wstępne zainteresowanie organizacją kąpieliska - tłumaczy "SE" Jacek Dzierżanowski, rzecznik dzielnicy Mokotów.