Afera, jakiej dotąd w Warszawie nie było!
No i udało nam się wstrząsnąć Warszawą... jeśli nie całą, to na pewno Pragą. Choć właściwie nie my wstrząsaliśmy. To nami wstrząsnęła działalność jednego praskiego urzędnika, którą opisaliśmy w „SE”. Mariusz G., niedoszły radny Platformy Obywatelskiej - uchodzący wśród znajomych za sympatycznego, merytorycznego, pracowitego urzędnika - jest podejrzany o to, że przez blisko dwa lata pracy w Dzielnicowym Biurze Finansów Oświaty wyprowadzał z niego pieniądze i wpłacał na własne konto. Posługiwał się przy tym fikcyjnymi personaliami osób, które miały być zatrudnione w szkołach na Pradze-Północ. W rzeczywistości albo już od dawna nie pracowały, albo nie istniały w ogóle. A ich pensje zgarniał pan Mariusz G.!
Taki manewr pozwolił mu wypłacić sobie co najmniej 300 tys. zł. Ile konkretnie udowodni mu prokuratura w śledztwie, to się okaże. Mnie nurtuje podstawowe pytanie: Jak to możliwe?! Jak to możliwe by w gąszczu urzędniczych procedur znaleźć taką lukę i wyprowadzać pieniądze nie jednorazowo, ale wręcz systemowo przez dwa lata pod nosem dyrektorki biura, wiceburmistrza odpowiedzialnego za oświatę i burmistrza, odpowiedzialnego za wszystko w urzędzie?! Moja odpowiedź jest prosta – system nadzoru nad tymi procedurami był zły. Więc albo trzeba zmienić system, albo wymienić urzędników.
Chciałabym, by na to pytanie odpowiedzieli też urzędnicy - z Pragi i z ratusza. Na razie mam wątpliwości, czy w ogóle chcą znać odpowiedź. Gdy po naszym artykule radni zażądali wyjaśnień na sesji rady dzielnicy, urzędnicy wydawali się bardziej zainteresowani dociekaniem: „Skąd Super Express ma te informacje?”, niż „Jak doszło do nieprawidłowości?” A gdy słuchałam urzędników tłumaczących się na sesji, miałam wrażenie, że każdy z mówców zrzucał winę na kogoś innego. Być może gdyby nie nasz tekst, wielu samorządowców nie wiedziałoby o procederze. Prascy urzędnicy ponoć wykryli go w styczniu, szybko po cichu pozbyli się Mariusza G., zanim jeszcze zakończyła się kontrola wysłana przez ratusz. I nastała cisza.
Prezydent Rafał Trzaskowski nawet teraz nie chciał komentować tej bulwersującej sprawy. A moim zdaniem prezydent Warszawy powinien nie tylko skontrolować urzędników na Pradze-Północ, ale zadać sobie też pytanie czy oświatowe finanse są w Warszawie bezpieczne? Bo jeśli zdarzył się taki blamaż w jednej dzielnicy, to może dzieje się tak również w innych? Jak to mówią, złodzieja we własnym domu złapać najtrudniej…
Izabela Kraj