Warszawa. Skandal na Dworcu Centralnym
Do zdarzenia doszło tydzień temu. Młoda dziewczyna usnęła przy stoliku w restauracji McDonald's na Dworcu Centralnym. Po chwili na miejscu zjawili się ochroniarze.
"W nocy 6 listopada br. byłam naocznym świadkiem, jak ochrona potraktowała młodą dziewczynę kilkukrotnie paralizatorem. Tylko dlatego, że nie była w stanie samodzielnie wstać, żeby opuścić restaurację McDonald's na antresoli w gmachu głównym" - pisze kobieta, która zawiadomiła o sytuacji Straż Miejską i policję. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" dodaje, że ochroniarze "najpierw porazili nastolatkę w ramię, a chwilę później w brzuch. Ta dziewczyna delikatnie drgała, ale dalej opierała głowę o stół. W sumie, ochroniarze zdążyli porazić ją sześć lub siedem razy".
Zadzwoniła pod numer alarmowy, młoda dziewczyna nie była w stanie samodzielnie utrzymać się na nogach. Pomimo to ochroniarze mieli twierdzić, że nie potrzebuje pomocy.
"Kiedy tylko zobaczyłam, jak panowie traktują tę bezbronną dziewczynę, zadzwoniłam po karetkę. Zostałam przez ochroniarzy kompletnie wyśmiana. Oni uważali, że dziewczyna żadnej profesjonalnej pomocy nie potrzebuje. Sami chcieli się nią zająć - wystawiając na dwór o 3 w nocy na zimno. Wpół przytomną. Nietrzymającą się na nogach" - opowiada dalej.
Czytaj dalej pod materiałem wideo.
Kobieta skontaktowała się ze Strażą Miejską. Po przybyciu funkcjonariuszy nastolatka została zabrana do ośrodka.
"19-latka została przewieziona na izbę wytrzeźwień. Miała 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu" - powiedział "GW" Jerzy Jabraszko, referat prasowy Straży Miejskiej.
Sprzeczne informacje
Kobieta będąca świadkiem porażenia nastolatki paralizatorem mówi, że "PKP S.A. wypiera się wszystkiego". W oświadczeniu wysłanym dziennikarzom spółka odpowiedziała, że "Na podstawie wstępnych analiz i oglądu monitoringu dworca oraz monitoringu restauracji McDonald’s nie stwierdzono nadużyć ze strony pracowników agencji ochrony, nie zostały również użyte żadne środki przymusu bezpośredniego". Ochronę miał wezwać jeden z pracowników restauracji.
Z kolei McDonald's przyznaje, że zdaje sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, jednak dodaje, że firma nie miała wpływu na interwencję.