Fala afrykańskich upałów dotarła do Warszawy. Termometry pokazują powyżej 30 C, a wszystko co żyje ucieka do cienia. Jak poradzić sobie w mieście rozgrzanym niczym piekarnik? Zapytaliśmy o to warszawiaków.
Prognozy pogody tym razem nie były przesadzone. Nad Wisłą mamy temperatury niczym w Buenos Aires. IMGW wydał alert 2 stopnia ostrzegający przed upałem. Ulice miasta i opustoszałe place falują od rozgrzanego powietrza. Ludzie uciekają przed słońcem. Jak mieszkańcy sobie radzą z tym piekielnym skwarem? - Gorąco jest, nawet wiatr nie wieje. Ale radzimy sobie jakoś, czasem coś zimnego popijamy – śmieją się Henryk (74 l.) i Andrzej (80 l.), którzy w upalne dni przesiadują w parku przy Hali Mirowskiej. Jak dodają, w tym wieku skwar jest im nie straszny. - Nam się to podoba – mówią.
Nie wszystkim jednak taka pogoda pasuje. - Ja wcale nie wychodzę na słońce. Później, po obiedzie, gdy jest już chłodnej, idę na działkę i tam wypoczywam – mówi Stanisława (85 l.), którą spotkaliśmy na ławce obok. Przed słońcem uciekają też rodzice z dziećmi. - Jest ciężko. Musieliśmy wyjść z domu, bo w środku nie da się wytrzymać. Pijemy dużo wody – powiedział Paweł (45 l.), który zabrał swojego 3-letniego synka Piotrusia na spacer po Ogrodzie Saskim.
Szczególnie dużo osób gromadzi się przy oczkach wodnych, a prawdziwe oblężenie przeżywają stoiska z lemoniadą. - Wczoraj sprzedałam ich 220. Ale mój szef jest lepszy, ostatnio udało mu się sprzedać dwa razy tyle – śmieje się Agata (22 l.), która handluje zimnym cytrynowym napojem przy fontannie w Ogrodzie Saskim. - Jak zajmuję się pracą, to zapominam o upałach - zdradziła swój sposób na piekielne temperatury.
Okazuje się, że upały nie straszne są też przyjezdnym. - Przyszliśmy się schłodzić w cieniu drzew, a jak odpoczniemy, to idziemy do ZOO – mówią popijając zimny napój Wiktoria (19 l.) i Mariusz (49 l.), którzy przyjechali do Warszawy na wycieczkę.