Jakub K. z kamiennym wyrazem twarzy słuchał, jak sędzia Ireneusz Szulewicz ogłaszał wyrok za zabójstwo Agnieszki K. I choć sprawca upierał się, że śmierć prostytutki była przypadkiem, sąd orzekł, że bijąc kobietę po głowie, a później zaciskając pasek do torby na szyi i ciągnąc kobietę po podłodze, działał "w bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia". Akwarysta został skazany na 25 lat więzienia, mimo że prokuratura domagała się dożywocia. Musi też zapłacić rodzicom swojej ofiary 160 tys. zł zadośćuczynienia.
Dlaczego sąd dał mu szansę? Tego nie wiadomo, bo uzasadnienie wyroku, podobnie jak cały proces, toczyło się z wyłączeniem jawności. "Super Expressowi" udało się ustalić, co zaszło w mieszkaniu Agnieszki K. listopadowej nocy 2016 r. Jakub K. miał tylko wyczyścić akwarium i nakarmić rybki swojej ulubionej klientki. Wychodząc, jak twierdzi, zapomniał zabrać kartę do telefonu i musiał się wrócić. Według jego wersji kobieta zaczęła się do niego dobierać, a gdy odmówił, zrobiła się agresywna, obrzuciła go śmieciami z kosza i nie chciała wypuścić z mieszkania. Wtedy wpadł w szał i ją udusił. Według śledczych Jakub K. podkochiwał się w prostytutce, feralnego wieczoru doszło między nimi do zbliżenia, ale męskość go zawiodła. Kobieta najprawdopodobniej zaczęła z tego drwić i akwarysta udusił ją z zemsty. Ciało wywiózł w walizce do matki na działkę. Kiedy je transportował, nagrał go monitoring, widział ochroniarz i zapamiętali laweciarze, bo po drodze padło mu auto. Jakub K. wpadł tydzień po zabójstwie w Świnoujściu, gdy wracał ze Szwecji z rybkami na sprzedaż.