Kolejna seria alarmów bombowych sparaliżowała pracę warszawskich przedszkoli. Jak wynika z ustaleń naszych reporterów, zgłoszenia o podejrzanych ładunkach odebrało przynajmniej kilka placówek w całej Warszawie. Alarmy odnotowano m.in. w Przedszkolu nr 50 przy ul. Hirszfelda na Ursynowie oraz Przedszkolu nr 69 przy ulicy Narbutta - Dzieci na razie mają czekać w domach. Wściec się można - napisała na Facebooku mama dziecka z przedszkola przy ul. Narbutta. O skalę zdarzenia zapytaliśmy w stołecznym ratuszu. Niestety, wciąż nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Celem terrorysty są niewinne przedszkolaki. Dzieci wyprowadzane są z placówek, nie mają możliwości skorzystania z toalet, obiady często podawane są na placach zabaw i ogrodach. Stłoczenie dużej liczby przedszkolaków w placach to dodatkowe zagrożenie podczas epidemii koronawirusa. Terrorysta odpowiedzialny za alarmy bombowe pozostaje nieuchwytny dla warszawskich policjantów. To już drugi masowy fałszywy alarm w przedszkolach związany z podejrzeniem podłożenia bomby. Poprzedni miał miejsce w ostatnim dniu kiedy przedszkola działały przed ogłoszeniem ich zamknięcia przez ekipę Morawieckiego.
Przedszkolaki celem ataku. Policja bezradna
To nie pierwszy raz, gdy fałszywe alarmy bombowe utrudniają pracę przedszkoli. Celem terrorystów są przedszkolaki. Do podobnych akcji doszło w tym roku już przynajmniej kilka razy, m.in. na dzień przed wiosennym lockdownem. Rodzice są oburzeni sytuacją i żądają skutecznych działań od policji. Funkcjonariusze zapewniają, że cały czas pracują nad powtarzającymi się alarmami, ale to bywa czasochłonne. Policja jest bezradna. - Sprawcy korzystają często z zagranicznych domen, przez co dotarcie do nich może być utrudnione. Nawiązujemy wtedy kontakt z administratorami danych osobowych z tych domen i musimy czekać na odpowiedź - tłumaczył w rozmowie z portalem Halo Ursynów podkom. Robert Koniuszy komendy policji na Mokotowie Za wywołanie fałszywego alarmu grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.