Autorski spektakl Karla Pfeffera
Karl Pfeffer, gdy po raz pierwszy stanął przed sądem, zgodził się na pokazywanie w mediach wizerunku i podawanie pełnego nazwiska. Wymachując gazetą, w której ukazał się artykuł dotyczący jego zaginionej matki, stwierdził, że gdyby nie zgodził na pokazywanie twarzy, to dziennikarze mogliby być zawiedzeni. Wówczas nie moglibyśmy ukazać mimiki Karla, jaka gości na jego twarzy od pierwszej minuty procesu i jego oryginalnego zachowania. Oskarżony zaproponował np., że dostarczy ładniejsze zdjęcia matki do kolejnych publikacji. I nie była to ironia.
Wtedy stało się jasne, że to nie będą zwykłe rozprawy. Karl rozpoczął autorski spektakl, być może charakterystyczny dla sytuacji w sądach w USA, ale w Polsce – niespotykany i intrygujący.
26-latek (wcześniej „zaręczony, zawodowo zajmujący się stosowaną hydrodynamiką, termodynamiką i militariami, analityk statystyczny, programista i grafik” – jak przedstawił się jednym tchem na pierwszej rozprawie) ostatnie dwa lata spędził w polskim areszcie śledczym. Doprowadzili go tam agenci FBI, którzy zatrzymali go w Stanach Zjednoczonych. Podczas pierwszych rozpraw przed warszawskim sądem można było odnieść wrażenie, że czas w zamknięciu spożytkował wyłącznie na przygotowywanie się do swoich wystąpień w sądzie. Na pierwszej rozprawie, tuż po przeczytaniu aktu oskarżenia, adwokat oskarżonego, mec. Grzegorz Roman oświadczył, że jego klient będzie składał wyjaśnienia dopiero po przesłuchaniu wszystkich świadków. Sędzia spytała wtedy oskarżonego, czy to potwierdza. – Tak. Dzisiaj się nie przyznaję, bo mam dużo do powiedzenia. Najpierw wysłuchajmy innych – zaczął Karl. Ale przez kolejną godzinę opowiadał o szczegółach mordu. – Dusiłem matkę poduszką przez 14 min, trochę płakałem – mówił ze stoickim spokojem 26-latek. Wyjaśnił, że poćwiartował i wywiózł zwłoki z mieszkania na Żoliborzu, bo „lubi mieć czysto, a ciało przecież śmierdzi”. Pakunki z rozkawałkowanymi zwłokami matki, które wyrzucał do Wisły, „pachniały miętą”, bo włożył do nich odświeżacze.
Nie wahał się ironicznie skrytykować pracy polskich służb. – Spowodowałem, że przekopaliście przeze mnie całą Wisłę. Podałem dokładną lokalizację, gdzie wyrzuciłem zwłoki. Nie moja wina, że nie możecie ich znaleźć – oświadczył.
Polecany artykuł:
Puszczał do dziennikarzy oko. Machał i salutował
Nie wydawał się poruszony tym, co mówi. Za to ekspresyjnie reagował na to, co się dzieje na sali. Jakby bardziej zwracał uwagę na własne gesty niż słowa. Czasami był jakby nieobecny, czasem nienaturalnie podekscytowany. Gdy obiektywy kamer czy aparatów kierowały się w jego stronę, uśmiechał się, machał ręką, pozdrawiając dziennikarzy i widzów, puszczał do nich oko. Raz układał palce w znak „ok.”, innym razem w „victorię”. Gdy w końcu zasalutował po słowach sędziego, usłyszał reprymendę: – Proszę powstrzymać się od takiej ekspresji, bo może to być uznane za obrazę sądu – został upomniany. Nie na długo jednak wziął to sobie do serca.
Gdy podczas rozprawy zostało odtworzone nagranie z przesłuchania Karla w prokuraturze, on sam wydawał się znudzony i zmęczony wielogodzinnym siedzeniem na twardej i niewygodnej ławie oskarżonych. Na jego twarzy od czasu do czasu pojawiał się drwiący uśmieszek. – Dziękuję za oglądanie tego. Było bardzo męczące, to jest dużo informacji. Nie wiem, jak wiele z tego ma związek ze sprawą, ale widzę, że wszyscy na sali są zmęczeni. Jest jednak o wiele więcej rzeczy, których nie powiedziałem – stwierdził Karl. I rozpoczął kolejny długi i mrożący krew w żyłach monolog, opisując swoje burzliwe i konfliktowe relacje z matką przed morderstwem.
Rysował swastykę i rękę trzymającą nóż
Gdy nie musiał nic mówić, rysował. Długopisem z zapamiętaniem szkicował coś na kartce. Nie były to notatki z procesu. Nasz fotoreporter zdołał uchwycić jedno z jego „dzieł”, które pokazywał tłumaczce i adwokatowi. Na papierze wyrysował karabin, rękę trzymającą nóż, coś w rodzaju kuli ziemskiej i swastykę. Gdy długopis przestał pisać, wyjął wkład i próbował go przedmuchać.
Pytamy eksperta o zachowanie Karla w sądzie
O czym świadczą jego miny, gestykulacja, reakcja na fotoreporterów? Dla kogo ten spektakl? – Nie jestem niepoczytalny – przekonywał przed sądem Karl. W trakcie pierwszych rozpraw nie było też mowy o konieczności badania oskarżonego psychiatrycznie. Na zarzut o nadużywanie narkotyków, który padł podczas zeznań jego ciotki, Karl odpowiadał krewnej: – A czy widziałaś kiedykolwiek, żebym brał narkotyki?
Ekspert od analizy mowy ciała Maurycy Seweryn ocenia gesty oskarżonego jako nieadekwatne do sytuacji: – Gdybym nie wiedział, że ten człowiek zasiada na ławie oskarżenia za zabójstwo swojej matki, powiedziałbym na podstawie jego min i gestów, że kreuje się na pewnego siebie, choć jego strach zdradzają ręce – powiedział nam Maurycy Seweryn. I analizuje mowę ciała: – To z jednej strony demonstracja dobrego samopoczucia, przekonania, że wygra w sądzie (gest „victorii”), kreowania emocjonalnego luzu (mrużenie oka, wydymanie warg) i pewności siebie. Świadczy o tym wyuczona u Amerykanów pozycja, gdy, stojąc, opieramy się o stół rękami, a palce są szeroko rozłożone. Prawdziwe emocje i strach zdradzają ręce i ułożenie ciała, zwłaszcza ramion, trzymanie dłoni w dłoni lub obronnego chowania rąk między kolanami. Zależy mu, żeby jak najwięcej osób zobaczyło jego wykreowany spokój emocjonalny, choć ta zagrana wesołość może być odebrana jako nielicująca z wagą oskarżenia – skomentował Maurycy Seweryn.
Czy Karl zostanie skazany na dożywocie?
Sprawa Karla przez długi czas miała charakter ściśle tajny. Z uwagi na to, że on i jego matka mieli podwójne obywatelstwo, w dochodzenie od początku zaangażowani byli agenci federalni. Miesiącami wraz z polskimi wodniakami przeczesywali Wisłę w poszukiwaniu pakunków z poćwiartowanym ciałem Gretchen. Bezskutecznie. Zwłok kobiety do dziś nie odnaleziono. 26-latkowi grozi dożywocie.
Tym brutalnym morderstwem żyła cała Polska.
Posłuchaj, kim był HANNIBAL Z ŻOLIBORZA!
Listen on Spreaker.