Potworny mord na Mazowszu
Do wstrząsającej zbrodni doszło latem 2011 roku w niewielkiej miejscowości Osęczyzna pod Mińskiem Mazowieckim. Sprawą, która toczyła się w siedleckim Sądzie Okręgowym, żyła cała okolica. Mieszkańcy byli podzieleni w swoich opiniach na temat zabójstwa Bogusława J. (†57 l.). Jedni twierdzili, że mężczyźnie należała się kulka w głowę, drudzy zaś przekonywali, że Andrzej J. (60 l.) to urodzony zabójca i powinien zgnić w więzieniu.
Do tragedii miało dojść przez chytrość Krystyny J. (67 l.) z Osęczyzny, żony Andrzeja, który z zimną krwią zastrzelił szwagra Bogusława. Poszło o… spadek! Świętej pamięci mężczyzna przepisał bowiem 6 hektarów swojej siostrze Bogusławie S. (62 l.), pominął zaś Krystynę J., którą uważał za złego i obcego mu człowieka. Kobieta, podobnie jak Bogusław, odziedziczyła po rodzicach połowę gospodarki i pół domu, lecz było jej mało. Chciała mieć wszystko.
Zwaśnione rodziny mieszkały w jednym domu - Bogusław zajmował dwa pomieszczenia na parterze, a Krystyna z rodziną piętro. Kobieta za wszelką cenę chciała unieważnić akt darowizny 6 hektarów, bo uważała, że to jej należy się wszystko po zmarłych rodzicach. Bogusław wpadł w szał, gdy usłyszał, że siostra podważa jego decyzję. Wykrzyczał chciwej siostrze, że to jego sprawa komu odda ziemię. Ludzie mówili, że jeżeli się nie uspokoją, to może dojść do rodzinnej tragedii. I w końcu doszło...
Jak usłyszeliśmy, Bogusław lubił wypić. Często przychodził do domu podchmielony i agresywnie reagował na zaczepki Krystyny. Ona nie dawała za wygraną, a że miała długi język, awantury trwały godzinami. Kobieta skarżyła się też mężowi Andrzejowi, że już dłużej nie wytrzyma, a ż wreszcie miarka się przebrała. Mężczyzna długo rozmyślał, jak by tu wykurzyć z domu szwagra Bogusława. - Trzeba go rozwalić - powiedział synom. - Rąbniemy go, a ciało gdzieś się wywiezie - zapewniał 34-letniego Rafała i 33-letniego Kamila. Chłopcy popierali pomysł taty. Oni również myśleli, jak by tu skończyć z wujem. - Miałem w garażu starą strzelbę z obcięta lufą - mówił w sądzie Andrzej J. - Postanowiłem, że przerobię ją na ostre naboje. Wywabię Bogdana ze swojego pokoju i zastrzelę przed domem. Nie zastanawiałem się wtedy, co zrobię z ciałem - mówił bez emocji.
Zastrzelił szwagra za hektary
Andrzej zdradził żonie i synom, swój morderczy plan. Wszystkim podobał się szalony pomysł zabicia 57-latka. Co prawda, Andrzej czasem miał przebłyski, by pogodzić się ze szwagrem, ale buta i nienawiść robiły swoje. Wrześniowego przedpołudnia mężczyzna wraz z synami czekał na Bogusława, zrywając się na każde ujadanie psa. Gdy w końcu mężczyzna pojawił się w domu, szwagier wcielił z życie zabójczy plan. Wywołał 57-latka z domu pod pretekstem wyjaśnienia kilku spraw. Od słowa do słowa między mężczyznami wywiązała się pyskówka. Andrzej wyciągnął schowaną z tylu strzelbę i wypalił Bogusławowi prosto w głowę. Postrzelony 57-latek przewrócił się i brocząc krwią, spojrzał Andrzejowi prosto w oczy. On bez namysłu rąbnął leżącego kolbą broni w twarz. Gdy zobaczył, że szwagier jeszcze nie skonał, poszedł do garażu po amunicję. Jego synowie Rafał (34 l.) i Kamil (33 l.) pilnowali, żeby wuj nie uciekł. Andrzej wrócił po chwili z gotową do strzału bronią. Wymierzył w serce Bogusława i pociągnął za spust. Chwilę przyglądał się jak kona szwagier, a następnie wrócił do garażu po kolejne kulki. Staną nad ciałem nieżyjącego już Bogusława i z zimną krwią oddał w jego tułów jeszcze cztery strzały. Po chwili zabójca z synami wrzucili ciało 57-latka do samochodu i pojechali w las. Andrzej po drodze zdemontował strzelbę i wyrzucił z amunicją do przydrożnego stawu. Ciało Bogusława wywlekli z bagażnika, położyli na ściółce i niestarannie przyrzucili gałęziami. Po powrocie do domu opijali dobrze wykonana robotę.
Zabójcy Bogusława skazani
Po trzech dniach ciało Bogusława znalazł grzybiarz. Policjanci z Mińska Mazowieckiego ustalili, kto dokonał makabrycznej zbrodni, a sprawa trafiła do Sadu Okręgowego w Siedlcach. Podczas rozprawy zabójca i jego synowie opowiedzieli cały przebieg zdarzenia. Mówili, że Bogdan dokuczał im i znęcał się nad nimi. - Ale to nie powód, by zabijać człowieka - przerwał sędzia prowadzący sprawę. Andrzej J. został skazany na 25 lat więzienia. Jego dwaj synowie za pomoc w zbrodni usłyszeli wyroki po 8 lat więzienia. Natomiast żonę Andrzeja, Krystynę J., za mataczenie w śledztwie sąd skazał na 2 lata pozbawienia wolności z zawieszeniem kary na 5 lat.