Ulice są dziurawe jak ser. Kierowcy wściekają się, bo na dziurze można po prostu stracić zawieszenie w aucie. Niestety, drogowcy niewiele z tym robią. Reporterka "Super Expressu" znalezła jednak sprytny sposób... i zadzwoniła prosto do źródła, czyli samej szefowej Zarządu Dróg Miejskich Grażyny Lendzion.
Ale, ale... podała się za pracownicę gabinetu wiceprezydenta Warszawy Jarosława Kochaniaka.
Dołącz do nas! Czytaj SE.pl na Facebooku i Naszej-Klasie!
Wystraszona sekretarka zapłakała pani dyrektor w słuchawkę, że szef stracił koło, jadąc do pracy ulicą św. Wincentego. Dodała, że wiceprezydent jest wściekły, że odstawił auto do warsztatu i wiesza teraz psy na ZDM-ie!
Nazwisko wiceprezydenta od razu zdziałało cuda. Pani dyrektor, wyraźnie poruszona, od razu obiecała pełną mobilizację i tzw. załatwienie sprawy od ręki.
Patrz też: Warszawa: Mniej czasu na załatwienie karty miejskiej
- Dziś, zaraz będzie zrobione - rzuciła zdecydowanie spytana, kiedy uda się wyrwy na św. Wincentego załatać. I... wcale nie zbywała dzwoniącej do niej podstawionej przez nas urzędniczki. W nocy na ulicy św. Wincentego pojawiła się ekipa drogowców.
Panowie pracowali jak mrówki, łatali nie tylko dziurę na podanym przez nas skrzyżowani. Ba! Objechali całą ulicę św. Wincentego. Cóż mieli robić, przecież dowiedzieli się od sekretarki, że to stała trasa wiceprezydenta! Nie może być dziurawa.
W imieniu mieszkańców Bródna i Białołęki - dziękujemy! :)