- To były dosłownie ułamki sekund! Zorientowałem się, że zjechaliśmy na pobocze, a po chwili poczułem uderzenie. Poleciałem przed siebie i wylądowałem na podłodze autobusu. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że przednie drzwi były wyrwane - opowiada Hubert Wasiak (23 l.), który jechał feralnym autobusem.
Patrz też: Urzut: Tragiczny wypadek. Ciężarówka zmiażdżyła BMW X5
Wszystko rozegrało się około godz. 14 na ul. Niemcewicza w Wesołej. Autobus linii 173 jechał w kierunku Pragi. Nagle kierowca zjechał w prawo, złapał kołami pobocze, nie opanował pojazdu i z potworną prędkością uderzył w brzozę, którą przeciągnął przed sobą. Część drzewa złamała się i spadła na pojazd. Siła uderzenia była tak wielka, że całkowicie zniszczyła przód wozu.
- Mój syn stał przy drzwiach, kiedy autobus wpadł na pobocze. Chłopak dosłownie wyleciał z pojazdu w krzaki - opowiada ojciec Adama (13 l.), który wracał wozem ze szkoły.
Na miejscu natychmiast pojawiła się straż pożarna i karetki. Ratownicy medyczni uwijali się jak w ukropie, żeby jak najszybciej opatrzyć rannych. Sześcioro pasażerów trafiło do szpitala.
Na razie nie ma pewności, jak doszło do wypadku. Kierowca, pracownik PKS Grodzisk Mazowiecki, twierdzi, że ktoś zajechał mu drogę. Mężczyzna mówił z wyraźnym wschodnim akcentem. Jednak jego wersji nie potwierdzają pasażerowie autobusu. Z relacji świadków wynika, że nic takiego się nie wydarzyło.
- On jechał około 70 kilometrów na godzinę. To bardzo szybko jak na taką wąską drogę. Mógł się po prostu zagapić albo zasnąć za kierownicą - podejrzewają świadkowie.