Na dziś zaplanowane jest szkolenie dla radnych m.in. z obsługi internetowego programu e-sesja, do którego mają posłużyć tablety. Część radnych opozycji i klubu Platformy Obywatelskiej zamierza to szkolenie zbojkotować. Bo uważają, że zakup tabletów był ze strony władz dzielnicy marnotrawstwem publicznych pieniędzy.
- Burmistrz kupił je bez zgody radnych - mówią nam nieoficjalnie rajcy. A burmistrz odpiera zarzut: - Dwukrotnie przedstawiałem pomysł na sesjach. Nie słyszałem wtedy sprzeciwu. Milczenie traktuję jako akceptację.
ZOBACZ: Będzie linia metra przez Targówek
Jeszcze w ubiegłym tygodniu mówiło się, że niechciane przez samorząd tablety powędrują do szkoły z klasą informatyczną. Po co więc poniedziałkowe szkolenie w urzędzie? - Bo do tej pory nie mam oficjalnego sprzeciwu radnych. Mnie nie interesują indywidualne animozje. We wtorek jest sesja rady. Jeśli większość zdecyduje, że urządzenia są do pracy rady niepotrzebne, to oddamy je uczniom - stwierdza Sławomir Antonik.
Liczy jednak, że radni przyzwyczają się do unowocześnienia, bo tablety usprawnią pracę rady. I spowodują oszczędności na papierze i drukarkach. Będzie można na nich czytać projekty uchwał, przygotowywać poprawki, prowadzić kalendarz sesji, komisji i spotkań z mieszkańcami oraz głosować.
- To będzie takie małe e-biuro radnego - zachwala burmistrz. - Rzeczywiście trudno jest policzyć do 25 w czasie głosowań... Trzeba do tego aż elektronicznego systemu - ironizują oponenci. - W naszej radzie jest jednak kilku leciwych radnych, którzy wolą głosować tradycyjnie i czytać uchwały na papierze, a nie na ekranie komputera.
Taniec z gwiazdami. Siwiec zostaje, odpadła Arlak
Co z nimi? - zwracają uwagę radni PO.- Nikogo zmuszać przecież nie będziemy. Będą czytać i głosować tradycyjnie - kwituje burmistrz. Tablety kosztowały urząd 23 tys. zł brutto. Koszt jednego to zatem ok. 700 zł, w tym oprogramowanie do głosowania po 59 zł. W przetargu wybrano najtańszą ofertę, ale zgłosiły się tylko dwie firmy.