Wczoraj około godz. 5, kiedy na budowie pracowało niewielu robotników, rozszczelniona została rura wodociągowa znajdująca się w pobliżu dwóch budynków przy skrzyżowaniu ulicy Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej w centrum. Woda zaczęła podmywać jezdnię, która z minuty na minutę zaczęła się zapadać. W asyście policji ewakuowano dwa bloki mieszkalne.
Nikt nic nie wie
Ludzie w popłochu uciekali z domów. Zaskoczeni i zaspani mieli zaledwie 2 minuty na ubranie się i zabranie ze sobą najważniejszych rzeczy. W powietrzu czuć było gaz.
- Funkcjonariusze zapukali do moich drzwi tuż po godzinie 6 rano. Jeszcze spałem. Powiedzieli o ewakuacji. Wpadłem w panikę, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Nie zdążyłem wziąć ze sobą nawet portfela, a w środku został mój ukochany pies - żali się Andrzej Kobsz (55 l.), lokator budynku. - Służby o niczym nas nie informowały, nie wiedziałem, co dalej będzie - mówi.
- Policja zareagowała najszybciej jak się dało, bo było realne zagrożenie zdrowia i życia - tłumaczy asp. Mariusz Mrozek (40 l.), rzecznik stołecznej policji.
Koczowali na ulicy
Takich osób jak pan Andrzej było mnóstwo. Większość z nich przez ładnych kilka godzin koczowała na ulicy. - Mundurowi powiedzieli nam, że ulatnia się gaz i musimy natychmiast wyjść. Przestraszyłyśmy się i wybiegłyśmy z budynku, zostawiając wszystkie rzeczy w środku - opowiadają Julia Smolińska (21 l.) oraz Katarzyna Kordek (21 l.), które studiują w stolicy. Na szczęście okazało się, że rurociąg z gazem nie został uszkodzony.
Urzędnicy z miasta nie mają sobie nic do zarzucenia. - To była wzorowo przeprowadzona akcja. Lokatorzy mieli do dyspozycji dwa podstawione autobusy i świetlicę, w której mogli napić się herbaty - mówi Bartosz Milczarczyk, rzecznik Ratusza.
Po południu po dokładnych pomiarach wyszło na jaw, że jeden z budynków odchylił się o kilka milimetrów, ale to według miejskich służb nie grozi zawaleniem. Pomimo to ludzie spędzili noc w hotelach i u swoich rodzin. Kiedy będą mogli wrócić do domów? Nie wiadomo.
Pech na budowie
Tylko w ciągu ostatnich miesięcy na budowie II linii metra doszło do dwóch poważnych katastrof. W sierpniu zalana została stacja metra Powiśle i trzeba było zamknąć jedną z głównych arterii miasta - Wisłostradę. Wczorajsza awaria, choć urzędnicy nie chcą powiedzieć tego wprost, miała miejsce prawdopodobnie przez błąd wykonawcy, czyli konsorcjum AGP. - Ta awaria nie powinna się wydarzyć - przyznaje Mateusz Witczyński (28 l.), rzecznik konsorcjum. Prace przy budowie stacji Świętokrzyska zostały wstrzymane.
Jacek Wojciechowicz (49 l.), wiceprezydent: Trudno wskazać winnego
- Trudno mówić jednoznacznie, czy jest to błąd ludzki, czy wina warunków geologicznych. To będzie teraz dokładnie badane. Jeden z budynków osunął się o kilka milimetrów, ale nie przekracza to dopuszczalnych norm. Osuwisko ma wielkość około 400 metrów sześciennych. Robimy wszystko, co w naszej mocy, bo chcemy, aby mieszkańcy ewakuowanych kamienic jak najszybciej mogli wrócić do swoich domów.
Mateusz Witczyński (28 l.) z konsorcjum AGP: Szukamy przyczyn awarii
- To nie powinno się absolutnie zdarzyć! Nie wiemy, czemu doszło do rozszczelnienia się rury i zalania budowy budowanej stacji metra. Nie wykluczamy żadnej przyczyny, ale nie mówimy też, że to nie nasza wina. Robimy, co w naszej mocy, aby to jak najszybciej ustalić. Na pewno zostanie powołana nasza specjalna wewnętrzna komisja oraz druga komisja, w skład której wejdą eksperci z miasta.