- Atak w metrze przypomina wydarzenia z października 2005 roku. Ktoś podrzucił wtedy w kilku miejscach atrapy bomb, a potem poinformował o tym służby. Poszukiwania sprawcy trwały kilka lat, ale nie udało się go zidentyfikować. Sprawa została umorzona trzy lata temu. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego stwierdziła, że był to happening. Podobnie może być teraz. Kamery w metrze są przestarzałe. Nie pozwalają na wygenerowanie obrazu, który pozwoliłby na zabezpieczenie twarzy "gazownika" - mówi ekspert Centrum Badań nad Terroryzmem w Collegium Civitas, Andrzej Mroczek.
Zobacz: Metro znowu stoi. Sześć stacji zamkniętych, w tunelu czuć gaz.