Bartuś schował się w łazience, gdy ojciec mordował mamę. Rodzinny dramat pod Kozienicami

i

Autor: NEMO / Super Express Bartuś schował się w łazience, gdy ojciec mordował mamę. Rodzinny dramat pod Kozienicami

Bartuś schował się w łazience, gdy ojciec mordował mamę. Rodzinny dramat pod Kozienicami

2022-01-04 8:47

On kierowca ciężarówek, ona urzędniczka. Kilka lat temu zbudowali dom we wsi pod Kozienicami (woj. mazowieckie). Teraz w tym wymarzonym domu rozegrał się krwawy dramat. Anna (+41 l.) zginęła od 20 ciosów zadanych nożem przez męża Andrzeja. 43-latek w szale poranił też 15 letniego syna. Młodszy - sześcioletni Bartuś - schował się w łazience, gdy tata mordował mamę.

Nie wiadomo dlaczego doszło do tej rodzinnej tragedii w Rozniszewie pod Kozienicami. W nocy w ubiegłym tygodniu Andrzej K. (43 l.) wpadł w szał. Ok. godz. 4 rano rzucił się na żonę Annę (41 l.) z nożem i dźgał wielokrotnie po całym ciele. Kobieta wykrwawiła się na miejscu. Starszy syn - 15-letni Oliwier - próbował bronić matki, ale również został poraniony przez ojca. Chłopak trafił do radomskiego szpitala. Jest w śpiączce. 

Po krwawej jatce Andrzej uciekł do pobliskiego sadu. Został odnaleziony po kilku godzinach, również cały we krwi. - W brzuchu miał liczne rany cięte - potwierdza Agnieszka Borkowska z prokuratury okręgowej w Radomiu. Nieoficjalne ustalenia wskazują, że próbował sam się zabić. Mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa żony i usiłowania zabójstwa 15-latka. Mężczyzna złożył "bardzo krótkie wyjaśnienia", ale nie powiedział, czy przyznaje się do winy.

W czasie makabry, w domu była jeszcze jedna osoba... sześcioletni Bartuś. - Chłopczyk schował się w tym czasie w łazience. Dzięki temu nic mu się nie stało - mówi reporterom „Super Expressu” mieszkanka wsi, w której rozegrała się tragedia. Jak słyszymy, chłopiec został zabrany do domu siostry zamordowanej Anny. Prawdopodobnie nie wie, co się naprawdę wydarzyło.

- Gdy przyszedłem tego dnia do pracy, cały urząd płakał po Ani. To była tak ciepła, serdeczna i dobra osoba. Będzie nam jej bardzo brakować - mówi "Super Expressowi" Marek Drapała, wójt gminy Magnuszew, szef zamordowanej kobiety.

Znajomi i przyjaciele rodziny próbują zrozumieć, co mogło doprowadzić do takiej tragedii. Kilka lat temu małżeństwo zbudowało wymarzony dom. W lipcu przeżyli pożar hali, postawionej na potrzeby pracy Andrzeja. Wtedy wbiegł on w ogień aby ratować drogi sprzęt i ciągnik, a kolejne miesiące spędził w szpitalu z poważnymi oparzeniami. Zaczęły się problemy finansowe… Sprawę bada prokuratura.

Makabra na Woli w Warszawie. Dwie osoby zginęły rozjechane przez pociąg

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki