Sprawa zaczęła się od radnej Ursynowa Karoliny Anny Mioduszewskiej (KO). W swej interpelacji domagała się znalezienia dodatkowego lokalu na terapię uzależnień w związku ze zwiększoną liczbą osób, które wpadły w chorobę alkoholową w czasie pandemii. Stołeczni urzędnicy i radni uznali to za dobry pretekst do rozmowy o zakazie nocnego handlu trunkami. Po raz pierwszy taki pomysł padł w 2015 r. Wtedy na jego wprowadzenie nie pozwoliło obowiązujące prawo. Trzy lata później nowelizacja ustawy o wychowaniu w trzeźwości dała jednak zielone światło dla nocnej prohibicji - skorzystały z tego władze m.in. Bytomia, Rudy Śląskiej czy Chorzowa.
Czas na Warszawę? Zapytaliśmy warszawiaków, co sądzą o tym pomyśle. - Dostępność alkoholu jest zbyt duża, uważam, że to jest całkiem niezły pomysł. Jeśli ktoś chce się zaopatrzyć w alkohol, to zrobi zakupy w ciągu dnia - mówi pan Konrad. Jest jednak druga strona medalu. - Wolność gospodarcza powinna pozwalać nam kupić alkohol o każdej porze, także w nocy. Odpowiedzialność za czyny po spożyciu tego alkoholu to jest zupełnie inna kwestia - twierdzi Szymon Lala.
Polecany artykuł:
O zdanie zapytaliśmy również pracowników sklepów czynnych całodobowo. - Wiele osób zostanie bez pracy. U nas pracują trzy osoby. Ta trzecia po ograniczeniach nie będzie potrzebna i zostanie bez pracy. Właściciel sklepu też dużo straci. Tym bardziej, że akcyza idzie w górę - mówi Marija Petlova, sprzedawczyni ze sklepu monopolowego przy ul. Świętokrzyskiej.
Polecany artykuł:
Stołeczni radni nie wiedzą jeszcze, jak konkretnie miałaby wyglądać ograniczona sprzedaż alkoholu. W innych miastach zakaz obowiązuje w godz. od 22 do 6. Samorządowcy przedyskutują sprawę na najbliższych sesjach rady miasta.
Polecany artykuł: