- Wysiedliśmy z rodziną z pociągu. Wyszliśmy głównym wyjściem z dworca. Przed wyjściem stało kilka taksówek. Nagle podjechał pojazd siedmioosobowy. Właśnie takiego potrzebowaliśmy, dlatego wsiedliśmy do środka. Auto było oklejone. Często korzystam z taksówek, dlatego byłam pewna że trafiłam na profesjonalnego kierowcę - mówi Monika Wielachowska.
CZYTAJ: Trzaskowski chce SKRÓCIĆ Pałac Kultury? Wyciekła szokująca wizualizacja
Kiedy kobieta z bliskimi dotarła na lotnisko, kierowca powiedział, że musi zapłacić 580 złotych. - Byłam w szoku. Pan stwierdził, że taki jest cennik, po czym wskazał na naklejkę na drzwiach. Oczywiście ceny były bardzo drobnym druczkiem. Nie kłóciłam się, tylko zapłaciłam za przejazd kartą - dodaje pani Milena.
Pasażerka czuje się oszukana. Dodaje, że nie otrzymała nawet paragonu. - Na pewno tego tak nie zostawię. Jak tylko wrócę do Polski, zajmę się tą sprawą- zapowiedziała w rozmowie z "Super Expressem".
Skontaktowaliśmy się z kierowcą, który tego dnia realizował przewóz. - Ta pani dostała rachunek. Ja nie jestem taksówką, tylko przewozem osób. Dalej nie będę komentował - powiedział w rozmowie z Super Expressem Krzysztof Kożuchowski.