Do wypadku podczas Biegu Niepodległości 2011 doszło gdy czołówka złożona z rolkarzy przemierzała Jana Pawła II w kierunku Żoliborza.
Policjanci zdecydowali się puścić ruch na Al. Solidarności w chwili gdy pierwsi zawodnicy już przejechali skrzyżowanie! Reszta zawodników zbliżała się do krzyżówki, a funkcjonariusze nie zareagowali. Gdy jeden z zawodników wpadł na skrzyżowanie samochody wciąż jechały Al. Solidarności.
Na szczęście ani rolkarz, ani samochód w który uderzył jechali powoli. Ten pierwszy musiał zwolnić przed torami. Kobieta, która kierowała oplem Astra na również się nie rozpędziła.
Policjant nie widział niczego strasznego
Uszkodzenia na błotniku opla nie pozostawiają jednak wątpliwości. Wyraźne wgniecenie świadczy o tym, że uderzenie było silne. Mężczyzna na rolkach wstał jednak z jezdni i natychmiast ruszył dalej w drogę. Nie wiadomo czy był ranny, po takim zderzeniu mógł być w szoku. W chwili gdy pisaliśmy tę informację organizatorzy biegu nie mieli jeszcze informacji w jakim stanie jest zawodnik.
Wyjątkowo bulwersujące jest natomiast zachowanie jednego z policjantów. Funkcjonariuszy - ten, który puścił ruch od strony Placu Bankowego (z tej strony nadjeżdżał opel Astra) w pierwszej rozmowie z reporterem SE.pl odmówił wylegitymowania się, stwierdził, że nie ma takiego obowiązku (co jest NIEZGODNE Z PRAWEM). Do rozsądku przemówili mu dopiero jego przełożeni, którzy przybili na miejsce kilkanaście minut po zdarzeniu.
Policjant "zdradził" wówczas swój numer służbowy. Legitymacji jednak nie pokazał, pomimo wyraźnych próśb. Swoją przemowę do oburzonych przechodniów zakończył: Ja nic strasznego nie widziałem...