Czyżby znaki drogowe Czesława Bieleckiego nie obowiązywały? A może, gdy zostanie prezydentem, zlikwiduje je zupełnie, żeby wszyscy mogli tak jak on beztrosko hasać pomiędzy pędzącymi autami?
Skrzyżowanie ulicy Wołoskiej i Racławickiej na Mokotowie. W obu kierunkach co chwilę przemykają pędzące auta. Jednak dla kandydata na prezydenta to nie problem. Zamiast grzecznie stanąć przy przejściu dla pieszych i poczekać na zielone światło, Czesław Bielecki przebiega przez jezdnię. W pewnym momencie na samym środku ulicy zatrzymuje się w ostatniej chwili, żeby nie wbiec pod nadjeżdżający samochód. Po chwili rusza dalej i przebiega na drugą stronę.
Niestety, nie udało nam się zapytać polityka, skąd u niego tak beztroskie podejście do przepisów ruchu drogowego. Wczoraj był dla dziennikarzy nieuchwytny. Pewne jest jednak, że miał sporo szczęścia, bo gdyby przyłapali go policjanci, to nie byłoby taryfy ulgowej.
Przeczytaj koniecznie: Nie mamy z Czesławem ślubu! (ale PiS ich nie potępia)
- Za przebieganie przez jezdnię grozi mandat karny w wysokości 50 zł - tłumaczy asp. Dorota Tietz z zespołu prasowego Komendy Stołecznej.
"Super Express" przypomina Czesławowi Bieleckiemu - fotel prezydenta stolicy to nie tylko prestiż i władza. To też ogromna odpowiedzialność, która wiąże się z dawaniem dobrego przykładu.