Do kilku warszawskich szkół średnich w nocy dotarły maile z informacją o rzekomo podłożonej bombie. „Przeciwnik rządu zbudował bombę rozrywającą. O godz. 12 nastąpi detonacja. Bomba jest ukryta w sali, w której zdający piszą egzamin. Uciekajcie, będą ofiary!” - brzmiała treść wiadomości.
Choć mail dotarł do większości szkół w niedzielę około północy, dyrektorzy szkół otworzyli go dopiero w poniedziałek, w dniu matur.
Przeczytaj: Bombowa matura na Mazowszu!
- Przeczytaliśmy maila o rzekomej bombie przed godz. 9, kilka minut przed rozpoczęciem egzaminu. Powiadomiliśmy służby i zarządziliśmy ewakuację szkoły – mówi Joanna Krawczyk, wicedyrektor Liceum Ogólnokształcącego im. Roberta Szumana na Targówku. Maturzyści nie kryją, że przeżyli dodatkowy stres. - Siedzieliśmy już w sali, gdzie mieliśmy pisać maturę, nagle weszła dyrektorka i powiedziała, że musimy opuścić szkołę. Okazało się, że to alarm bombowy. Przyjechała policja, pirotechnicy. Bomby nie znaleźli, a my zaczęliśmy pisać maturę o godz. 10. Było nerwowo – relacjonuje Paweł Michalski (18 l.), uczeń liceum. Podobnie było w pięciu innych szkołach średnich na terenie Warszawy, m.in. na Bielanach, w Śródmieściu i na Żoliborzu. Ale nie tylko bomby będą kojarzyć się nieprzyjemnie z wczorajszym dniem. Na skrzyżowaniu Sobieskiego i Beethovena maturzysta jadący motocyklem zderzył się z osobówką na skrzyżowaniu Sobieskiego i Beethovena. Choć 18-latkowi nie stało się nic poważnego, na egzamin z języka polskiego już nie dojechał.
Na koniec tego bombowego dnia niektórzy z uczniów postanowili się odprężyć. Fotoreporter „Super Expressu” nakrył maturzystów na Ursynowie przy... napojach wysokoprocentowych.