Brutalne morderstwo na warszawskiej Pradze Północ
Wszystko działo się przy ul. Tarchomińskiej. Policjanci znaleźli zwłoki matki i jej dziecka. Wszystko wskazuje na to, że doszło do morderstwa. Zabił prawdopodobnie ojciec, który potem po wszystkim popełnił samobójstwo.Poszukiwania sprawcy nie są prowadzone, bo dramat miał się rozegrać w rodzinie. Według sąsiadów, od dawna nie działo się w niej dobrze. Zabójstwo Sary i jej siedmioletniego synka wstrząsnęło warszawską Pragą.Świadkowie twierdzą, że krótko po dokonaniu zbrodni Dariusz M. uciekł do swojej rodzinnej miejscowości, gdzie się powiesił. Jak ustalili dziennikarze Super Expressu - przed samobójstwem mężczyzna zadzwonił jeszcze do swojego syna i powiedział że zrobił coś złego o czym niebawem powiedzą w telewizji. To właśnie syn mordercy odkrył miejsce zbrodni. Dokładny motyw Dariusza M. jest już znany prokuraturze, ale śledczy nie zdradzają szczegółów.
Porwanie i zabójstwo w Płocku
Trzech młodych mężczyzn zwabiło w ustronne miejsce kolegę, który był dostawcą jedzenia. Tam 20-latek został skrępowany, a potem zamordowany i zakopany. Zanim doszło do tego bestialskiego morderstwa, sprawcy przez kilka godzin jeździli samochodem trzymając swoją ofiarę w zamkniętym bagażniku. W końcu, wywieźli młodego mężczyzny do lasu w okolicach wsi Okalewo niedaleko Rypina w województwie kujawsko-pomorskim. Tam udusili 20-latka, jego ciało posypali wapnem i zakopali. Sprawcy są z Płocka. Mają 18, 19 i 24 lata. Mężczyźni twierdzili że mieli z ofiarą rachunki do wyrównania. Grozi im minimum 12 lat więzienia a nawet dożywocie.
Nocny pościg w Wodzisławiu Śląskim
Ten pościg mógł zakończyć się tragicznie. Policjanci zauważyli samochód, który jechał ponad 100 na godzinę w terenie zabudowanym. Kiedy kierowca zobaczył błyskające sygnały - zaczął uciekać, łamiąc wszelkie możliwe przepisy. Swój rajd zakończył na płocie. 33-letni mężczyzna zaczął uciekać, bo wcześniej pił. Nie bał się wsiąść za kierownicę po alkoholu, bał się jednak konsekwencji spotkania z policją. Uciekał, nie zważając na znaki, samochody czy ludzi. W mieście rozpędził się do prawie 150 km/h. No i wtedy auta nie opanował. Najpierw zjechał na pobocze a później z dużą siłą uderzył w ogrodzenie. Samochód roztrzaskał się wręcz na kawałki. To w jaki sposób kierowca wyszedł z tego tylko poobijany pozostaje tajemnicą. Pewne natomiast jest to, że prawo jazdy straci - może też trafić za kraty na 5 lat.
Poszukiwany z Sulęcina złapał policję na stopa
Historia bardziej śmieszna, niż straszna miała miejsce w lubuskiem. Mężczyzna poszukiwany za jazdę po alkoholu próbował złapać "stopa", no ale… miał pecha. Okazało się że ta okazja to był policyjny patrol, a autostopowicz jest poszukiwany. Policjanci skojarzyli że mężczyzna ma do odbycia karę za jazdę na podwójnym gazie więc złożyli mu propozycję nie do odrzucenia, podwiozą go ale - do aresztu śledczego w Międzyrzeczu. Tam spędzi najbliższe pół roku. Tym samym mężczyzna przejechał się na swoim lenistwie. Mógł iść piechotą, a tak to sobie trochę posiedzi.