Funkcjonariusze szarpią mężczyznę i wykręcają mu ręce. Robią to tak mocno, że w końcu rozrywają mu koszulę. Potem skuwają go kajdankami.
- To jest skandal! - krzyczy do mundurowych zszokowana kobieta. - Ludzie, przecież wam nigdzie nie ucieknie, co wy robicie?! To normalny człowiek, a nie jakiś lump - apeluje inny przechodzień. A co zrobił ów mężczyzna? Zaparkował na wyłączonej z ruchu części jezdni.
- Kilkakrotnie odmówił pokazania dokumentów, wsiadł do samochodu i próbował odjechać. Strażnicy uniemożliwili mu to i wezwali policję - komentuje całe zajście Jolanta Borysewicz (32 l.) z biura prasowego straży miejskiej.
- Strażnik miejski może zastosować kajdanki w celu udaremnienia ucieczki osobie ujętej lub mogącej stwarzać zagrożenie dla życia i zdrowia innych osób. Może ich użyć także, aby zapobiec czynnej napaści lub jeśli ujęta osoba stawia opór - wyjaśnia asp. Robert Opas (35 l.) ze stołecznej policji. Czy jednak funkcjonariusze musieli być aż tak brutalni?