Brutalny mord pod Siedlcami
To, co wydarzyło się na przełomie 2009 i 2010 roku pod Siedlcami może służyć za pomysł do napisania scenariusza horroru. W tle sensacyjnego zdarzenia było zabójstwo siekierą, poćwiartowanie tasakiem ciała i rozpuszczenie szczątek człowieka w kwasie do udrażniania rur hydraulicznych. A wszystko zaczęło się od pomysłu sprawców zbrodni, którzy szybko chcieli zarobić duże pieniądze.
Paweł B. (55 l.) i Mirosław B. (57 l.) wpadli na genialny ich zdaniem pomysł stworzenia firmy na tzw. słupa, która pozwoli im wyłudzać towary i pieniądze od kontrahentów. Zwerbowali oni Stanisława K. (†53 l.) z Siedlec, którego znali jeszcze z dzieciństwa. Zagubiony mężczyzna skarżył się, że jest pod kreską, nie ma grosza przy duszy i perspektyw na leprze życie. Mężczyźni łatwo omamili 53-latka wizją luksusów. Powiedzieli, że dostanie garnitur, auto i kasę. Ma tylko robić dobre wrażenie i założyć firmę handlową, oni zajmą się resztą.
Zwerbowany Staszek przystał na warunki starych znajomych. Ubrał się w markowy garnitur i z czarnym neseserem zaczął spotykać się z biznesmenami. Interesy szły dobrze, dopóki kontrahenci lewej firmy nie zaczęli upominać się u Staszka o towary i pieniądze. Prezes figurant wystraszył się i chciał o wszystkich przekrętach donieść policji. Wtedy Paweł B. i Mirosław B. postanowili coś zrobić z długim językiem lewego prezesa. Ustalili, że uciszą go na zawsze, by zrzucić z siebie podejrzenie, że to oni nakręcili wszystko w tym przekręcie.
To co, działo się później, mrozi krew w żyłach. Mężczyźni wywieźli Staszka nad rzekę pod Siedlcami, do starego opuszczonego młyna. Tam wykopali dół, wyłożyli go folią i zatłukli Stanisława K. siekierą. Paweł B. pojechał do miasta po alkohol i płyn do rur. Gdy wrócił z zakupami, zabójcy przystąpili do ćwiartowania ciała Staszka, by szybciej rozpuścił się w krecie. Wznosząc toasty za udaną robotę, siekiera i tasakiem rozcinali swoją ofiarę. - Zalali kretem i mieszali patykami żrącą ciecz, by doszła do wszystkich fragmentów ciała - opowiada pan Marian, emerytowany policjant z Siedlec. - Nad ranem przebili folię, spuszczając rozpuszczone ciało do rzeki, a kawałki, które się nie rozpuściły, przeważnie kości, ukryli w różnych miejscach miasta - dodaje.
Zbrodniarze stanęli przed sądem
Pech chciał, że zbrodniarze przypadkiem zgubili rękę, którą znalazł pies mieszkańca jednej z podsiedleckich miejscowości. - Wtedy zorientowaliśmy się, że ręka należy do zaginionego Stanisława K. Potwierdziło to badanie DNA i rozpoczęło się w tej sprawie śledztwo - dodaje były oficer.
Traf chciał, że w tym samym czasie na trop przekrętów Staszka wpadło Centralne Biuro Śledcze. Policjanci rozpracowywali gangi działające na terenie centralnej Polski, które zajmował się oszustwami i praniem brudnych pieniędzy. Powiązali z nim zabójstwo Stanisława K. z Siedlec, który był właścicielem fikcyjnej firmy wyłudzającej towary. Zebrane w sprawie dowody doprowadziły śledczych do morderców: Pawła B. i Mirosława B.
Zabójców osądzono w 2012 roku. Częściowo przyznali się do morderstwa kumpla. Sąd Okręgowy w Siedlcach skazał Pawła B. na 25 lat więzienia, a jego kolegę Mirosława B. na 15 lat więzienia, uznając, że pomagał on Pawłowi B.
„Staszek był dobrym człowiekiem”
- Przestrzegałam Staszka, żeby nie szedł na łatwe pieniądze. Ale on chciał błyszczeć - mówi pani Wiesława (67 l.), była żona zamordowanego. - Ci ludzie nie podobali mi się od początku. Stachu znikał z nimi na całe dnie. Ubrali go w garnitur, a do ręki dali dyplomatkę. Kupowali mu nowe koszule, bo nie miał kto mu prać zabrudzonych. Ale co zrobić, nie posłuchał mnie i zginął. Szkoda. Był dobrym człowiekiem, tylko trochę łatwowiernym. Niech ta historia będzie przestrogą dla innych, którzy pragną mieć pieniądze, a nie chcą hańbić się pracą - mówi kobieta ocierając łzy.
Polecany artykuł: