Budowa II linii metra nie stanęła mimo tego, że koronawirus zbiera żniwo w stolicy. Dzięki specjalnym procedurom, które zostały wdrożone, pracownicy powinni czuć się bezpieczniej. - Już ponad dwa tygodnie temu na budowę trafiły termometry. Odbywają się regularne pomiary temperatury, przed wejściem na plac budowy, przed rozpoczęciem pracy, po przerwach. Postaraliśmy się też odpowiednio wcześniej o zapasy płynów do dezynfekcji, poza tym pracownicy przeszli specjalistyczne szkolenie dotyczące dróg potencjalnego zakażenia. Zostały też unieruchomione bramki elektroniczne przy wejściu na budowę by ograniczyć konieczność ich dotykania – wymienia Bartosz Sawicki, rzecznik firmy Gulermak, wykonawcy II linii metra.
Epidemia? Koronawirus tnie kursy autobusów i tramwajów w Warszawie!
To jednak, jak się okazuje, nie wystarcza pracownikom, którzy boją się zwłaszcza braku możliwości powrotu do rodzin. Coraz więcej z nich ucieka.
- Jest dramatycznie mniej ludzi na obydwu placach budów. Praktycznie nie ma godziny, żebyśmy nie otrzymywali informacji od podwykonawców o ograniczeniu liczby pracowników, o zwalnianiu pracowników do domu, ludzie chcą być w tym czasie z rodzinami. To są pracownicy z całej Polki, po prostu się boją, że nie wrócą już z Warszawy, że będą wprowadzane dalsze obostrzenia. Część inżynierów też przeszła na tryb pracy zdalnej lub pół zdalnej – mówi Bartosz Sawicki.
ZAMKNĄ Warszawę?! Słynny jasnowidz mówi, co SIĘ STANIE
Co więc dalej z budową II linii metra? Dobra wiadomość jest taka, że planowane na 4 kwietnia otwarcie odcinka na Woli, powinno się odbyć bez komplikacji. Ta część bowiem została już skończona, pozostały jedynie niewielkie prace wykończeniowe i można powiedzieć – kosmetyczne.
- Robotników już nie ma na miejscu, są tylko ekipy sprzątające, przygotowujące metro do ostatniej fazy odbioru i użytkowania. Data 4 kwietnia na dziś nie jest zagrożona – wyjaśnia rzecznik Gulermaka. Ale metro po prawej stronie Wisły raczej nie ruszy terminowo. - Szacujemy, że jest mniej ok. 20-30 proc. pracowników fizycznych. Ta sytuacja jest bardzo dynamiczna. Jeszcze pod koniec ubiegłego tygodnia to było ok. 2 proc. - wymienia liczby Bartosz Sawicki.
Mniejsza ilość pracowników, których coraz więcej ucieka każdego dnia z placów budowy, to nie jedyny problem. - Niedawno opuszczaliśmy tarcze TBM na Targówku, które są już w ziemi, ale cała ta konstrukcja musi przejść cały szereg certyfikacji, m.in. przez producenta z Niemiec. W tym momencie więc start tarcz też jest zagrożony, bo z Niemiec nie można wjechać do Polski – wyjaśnia Bartosz Sawicki.
Były przyciski w autobusach teraz czas na te na światłach. Wirus zmienia nasze życie?