Funkcja burmistrza Białołęki miała być dla Adama Grzegrzółki (34 l.), młodego, ale doświadczonego samorządowca, nagrodą za pracę w dzielnicy Praga-Południe. Nie cieszył się on jednak długo tym prestiżem. W czerwcu 2013 r., zaledwie 6 miesięcy po objęciu stanowiska, zabalował na imprezie z kolegami z PO, po czym wsiadł na rower Veturilo. Policja zatrzymała go na pl. Zamkowym. Miał 0,9 promila. - Zwiodła mnie ciepła, czerwcowa noc - przyznawał wtedy. Złożył rezygnację, a prezydent Warszawy ją zaakceptowała. Radni odwołali go ze stanowiska. - To był gorący politycznie czas przed referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Szefowa nie mogła sobie pozwolić na żadne incydenty, które psułyby jej wizerunek. Gdyby głosowanie odbyło się dziś, pewnie Grzegrzółka nie zostałby odwołany - słyszymy dziś nieoficjalnie od polityków Platformy.
Zobacz też: Burmistrz musi wytłumaczyć się z tabletów
Adam Grzegrzółka już po odejściu ze stanowiska uregulował sprawy naruszenia przepisów, zapłacił 800 zł mandatu. - To było tylko wykroczenie. Nie mam wyroku karnego. Zamknąłem ten rozdział w życiu. Chciałbym nadal działać w samorządzie, może w innej roli niż dotąd - przyznaje nam Adam Grzegrzółka. Dziś były burmistrz uczy w Szkole Liderów. Platforma proponowała mu powrót do urzędu jeszcze w tej kadencji. Ale on chce najpierw poddać się ocenie wyborców. Liczy na start w jesiennych wyborach samorządowych. By to mieszkańcy zdecydowali, czy znów przyznać mu mandat zaufania jako radnemu.
Czytaj również: Warszawa. Burmistrz bez mandatu!
O tym, czy zostanie wpisany na listę kandydatów do miasta czy dzielnicy, zdecyduje m.in. Hanna Gronkiewicz-Waltz jako szefowa warszawskiej Platformy.
Dla porównania - wójt Nieporętu został zatrzymany przez policję, gdy kierował autem w takim stanie upojenia, że zasypiał na kierownicy. Do dziś rządzi w swojej gminie.