Podróżując transportem publicznym, niespodziewanie można zostać świadkiem zarówno koszmarnych, jak bawiących do łez sytuacji. Właśnie świadkiem jednej z takich sytuacji był pan Marcin, który w sobotę, 22 stycznia jechał tramwajem linii 33 przez Warszawę. Sytuacja, którą opisał na jednej z facebookowych grup, nie tylko bawi, ale też uczy. Dzięki jego uprzejmości publikujemy ją poniżej w całości. Uwaga, nie brakuje w niej wulgaryzmów!
"Wsiadam dzisiaj do tramwaju linii 33 na Rondzie ONZ, ruszamy. Przy drzwiach siedzi mężczyzna z wyraźnym uczuleniem na środki myjące, włosy zmierzwione, twarz zarośnięta, patrzy gdzieś przed siebie wzrokiem tęskniącym za kolejną półlitrówką. Dojechaliśmy do przystanku przy Hali Mirowskiej, gdzie stała powracająca z pobliskiego bazaru typowa warszawska babcia komunikacyjna. Kurteczka, czapigo z pomponikiem, laseczka i wóz transmisyjny zawierający zaopatrzenie dla kilku afrykańskich wiosek ważący więcej niż ona sama. Dwóch rosłych chłopców z wysiłkiem jej ten wózek wstawiło do pojazdu, babcia tradycyjnie stanęła z nim w drzwiach, żeby utrudnić wymianę pasażerów. Zmierzwiony szybkim ruchem zerwał się z miejsca, złapał kobiecinę pod pachy i z impetem posadził na swoim miejscu. Wózek ktoś jej przysunął, podniosła głowę.
- Pan taki miły i uprzejmy, nie trzeba było, ja tylko trzy przystanki jadę, do Anielewicza. Taki pan miły, od razu widać, że gentleman. - A tam miły ku***a, wyje***y się pani, łeb rozbiła i tylko byłby kłopot, a ludziom się spieszy. Kobietę zatkało, ale jeszcze raz podziękowała dodając, że nie trzeba było. - Wczoraj był Dzień Babci, ku***a, no to pani siedzi, co nie. Pochylił się nad siedzącym za nią młodzieńcem stukającym w telefon. - Wstaniesz, czy mam ci usiąść na kolanach, ku***a. Dziś jest Dzień Dziadka i chce mi się siedzieć. Won.
Chłopak wstał, kloszard usiadł. Aż szkoda, że dojechaliśmy do Nowolipek, gdzie musiałem wysiąść."
Polecany artykuł: