SZOKUJĄCA ZBRODNIA

Były policjant na ławie oskarżonych. Wstrząsające ustalenia biegłych. Szczegóły mrożą krew w żyłach

2025-01-13 15:33

− Mam nadzieję, że dostanie dożywocie. Normalny człowiek czegoś takiego nie robi. Dopiero następnego dnia dowiedziałam się, że mój mąż nie żyje − powiedziała "Super Expressowi" żona zmarłego właściciela firmy budowlanej, któremu życie miał odebrać oskarżony 45-letni Marcin Z., były policjant Komendy Stołecznej Policji. − Byłem w dziwnym amoku. Nie wiedziałem co robię − przyznał.

W czerwcu ubiegłego roku media zalała informacja o zaginięciu Marka D. († 53 l.), właściciela firmy zajmującej się pracami tynkarskimi. Mężczyzna udał się na spotkanie z klientem z Piaseczna, aby rozliczyć zaległą należność. Do spotkania doszło, lecz nie zakończyło się ono przekazaniem pieniędzy.

Późnym wieczorem zaczęłam się denerwować, że nie ma go z powrotem. Telefon miał wyłączony, co mnie mocno zdziwiło. Nigdy tak się nie zachowywał. Zawsze był z nim kontakt. Zadzwoniłam do córki. Wiedziałam, że mąż ma w telefonie włączoną lokalizację. Poprosiłam, żeby to sprawdziła − mówi żona zamordowanego, pani Monika.

Zalogowałam się na konto mejlowe taty. Znaleźliśmy ostatnią lokalizację jego telefonu i samochodu. Pojechaliśmy na miejsce z Mikołajem, moim chłopakiem. Auto znaleźliśmy na poboczu w lesie. W środku były kluczyki oraz teczka z dokumentami. Taty nie znaleźliśmy. Dopiero wtedy zadzwoniliśmy na policję − dodaje córka.

Kobiety nie wiedziała jeszcze, że Marek już wtedy nie żył. Jego ciało następnego dnia odnaleziono w miejscowości kilka kilometrów dalej.

Funkcjonariusze, którzy zajęli się sprawą, zdołali odtworzyć trasę przejazdu 53-latka. Doprowadziła ich ona do miejscowości Solec w gminie Góra Kalwaria, gdzie w jednym z dużych, niewykończonych domów dokonano przerażającego odkrycia. Pod schodami znaleziono rozczłonkowane ciało mężczyzny. Całość była owinięta czarną folią.

Prokurator oskarżył o tę potworną zbrodnię Marcina Z., byłego funkcjonariusza Komendy Stołecznej Policji. W jego domu, w skrytce w toalecie znaleziono portfel i dokumenty zamordowanego. Podczas przesłuchania przyznał, że po kłótni o rozliczenie uderzył Marka D., który upadł, uderzył głową w betonową posadzkę i przestał się ruszać.

Byłem w dziwnym amoku, nie wiedziałem co robię − tłumaczył. Potem przyznał, że siekierą i piłą pociął ciało, bo chciał zatrzeć ślady.

Jak stwierdzili biegli, Marek D. jeszcze żył, kiedy jego ciało było cięte na kawałki.

W poniedziałek (13 stycznia), siedząc na ławie, oskarżony Marcin Z. nie chciał odnieść się do wcześniejszych zeznań. Mężczyźnie grozi dożywocie. Następna rozprawa w marcu. 

Sonda
Jaka kara powinna być za morderstwo?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki