„Potworna tragedia!”, „Rodzinny dramat”. „Nie potrafię zrozumieć kobiety, która zabiera rodzeństwu siostrzyczkę” - takie komentarze pojawiają się w internecie po informacjach o rozszerzonym samobójstwie w Pułtusku. Piszemy o tym od trzech dni. Magdalena K. - dobra matka, serdeczna sąsiadka i pomocna, znana w okolicy pracownica banku, w nocy z piątku na sobotę zabrała najmłodszą córkę w ostatnią podróż. Nie dała szansy rodzinie, ojcu i siostrom, by się z nią pożegnali. Wyjechała wieczorem, o godz. 4 rano zaprowadziła sześcioletnią Gabrysię na most Świętojański w Pułtusku i razem z córką rzuciła się w nurt Narwi. Ich ciała parę godzin później wyłowili wędkarze.
Ojciec Gabrysi nie podejrzewał tragedii. Był w domu z dwiema starszymi dziewczynkami (piąto- i ósmoklasistką). Jak udało się ustalić reporterom „Super Expressu”, dzień przed tragedią rodzina była z dziećmi w kinie na uwielbianym przez maluchy „Psim Patrolu”, później wspólnie w domu oglądali telewizję. Kobieta wyjechała z Gabrysią późnym wieczorem. Gdy rano nie dały znaku życia, mężczyzna nie zgłaszał zaginięcia. Myślał, że pojechały do rodziny.
Polecany artykuł:
- Nie wzbudziło to u ojca większych podejrzeń, ponieważ zdarzało się żonie, że jak wstawała rano, wyjeżdżała z najmłodszą córką np. na wczesne zakupy - tłumaczyła prokurator Monika Kosińska-Kaim.
Tym razem jednak finał tego wyjazdu okazał się tragiczny. Prokuratura oficjalnie poinformowała już o rozszerzonym samobójstwie. Sekcja zwłok wykazała utonięcie i brak obrażeń na ciałach.