Krystyna Żaczek (72 l.) mieszka w parterowym domu przy ulicy Daktylowej na Siekierkach. W 1977 razem z mężem kupiła ten dom od poprzedniego właściciela. Przy podpisaniu umowy sprzedaży, odebrała klucze i zapłaciła mężczyźnie 130 tys. zł. Była przekonana, że jest prawowitą właścicielką nieruchomości. - Ale okazało się, że działka, na której stoi mój dom, jest własnością gminy, że my ją nielegalnie zajmujemy. Dzielnica nie uznała umowy kupna-sprzedaży i wystąpiła do sądu – opowiada przerażona schorowana 72-latka.
Kupowała dom w dobrej wierze, ale poprzedni właściciele najwyraźniej nie wiedzieli, albo zataili, że grunt pod domem został znacjonalizowany po wojnie. Teraz kobiecie grozi eksmisja. Nie ma prawa remontować popękanych i zagrzybionych ścian. Do niedawna nie miała bieżącej wody, bo dzielnica nie chciała zgodzić się na jej podłączenie. - Urzędnicy przekonywali, że nie jesteśmy właścicielami nieruchomości, więc nie możemy w nią ingerować – żali się emerytka. Dostaje kolejne pisma z odmowami przyznania użytkowania wieczystego. - Jestem załamana. Ja przecież nie mam gdzie pójść. Tylko czekam na wyrok eksmisji, który jest coraz bliżej – podsumowuje emerytka. A co na to władze Mokotowa?
- Stan prawny tej nieruchomości może uregulować tylko sąd i stąd nasze wnioski do sądu – stwierdza rzecznik urzędu dzielnicy Mokotów, Monika Chrobak. Nie ma jednak mowy o tym, by po prostu zalegalizować umowę i grunt przekazać właścicielce domu. Dzielnica najwyraźniej chciałaby ten teren przejąć. A na razie proponuje Krystynie Żaczek dzierżawę. Na 3 lata. - To absurd, że mam płacić za to, za co już raz zapłaciłam! – komentuje poszkodowana mieszkanka.