Skargę skierowali do niej właściciele firmy Byś, Wojciech i Monika Byśkiniewiczowie, których zdaniem kierowanie się w przetargu jedynie kryterium najniższej ceny to skandal.
- Nowoczesne instalacje gwarantujące odzysk surowców z odpadów, takie jak nasza sortownia, nie mają w tym przetargu szans. Jeśli dla miasta liczy się tylko najniższa cena, nie ma to nic wspólnego z troską o środowisko, bo śmieci trafiać będą na składowiska albo do lasów - mówi Monika Byśkiniewicz, wieszcząc fiasko śmieciowej rewolucji, która może ściągnąć na nas gigantyczne unijne kary za niewystarczający recykling.
>>> PO chce powołać "śmieciową policję
KIO ma na rozpatrzenie skargi 15 dni. Właściciele firmy Byś nie wykluczają, że będą walczyć do skutku. Myślą już o złożeniu skargi do władz UE. Nie rozumieją też, dlaczego urzędnicy nie zastosowali się do wcześniejszych zaleceń KIO oraz dlaczego w warunkach przetargu, które po swoim zdymisjonowanym poprzedniku Jarosławie Kochaniaku (46 l.) poprawiał wiceprezydent Jarosław Dąbrowski (36 l.), nie skupiono się choćby na hierarchii postępowania z odpadami i premiowaniu recyklingu. - Główne kryterium to cena, ale w wymaganiach firma zobowiązać się musi do osiągnięcia określonych wskaźników odzysku i recyklingu. Nie jest tak, że 100 proc. śmieci trafi na wysypisko. Będziemy to jeszcze dokładnie kontrolować - zapewnia Agnieszka Kłąb, zastępca rzecznika Ratusza.
Z kolei wiceprezydent Jarosław Dąbrowski pyta, dlaczego warszawiacy mają martwić się zwrotem inwestycji w nowoczesną sortownię firmy Byś. - Śmieci powinny być segregowane u nas w domach, a nie w firmie Byś. Byś zresztą może obniżyć swoje ceny i nie będzie problemu. A my nie musimy angażować większych pieniędzy od warszawiaków, musimy za to wprowadzić taką kontrolę firm, by nie miały szans wywozić śmieci do lasu - mówi Dąbrowski.