Ogień pojawił się nad ranem w niedzielę. Płonęła jedna z hal przy ulicy Nadrzecznej. Stosy sztucznych ubrań płonęły momentalnie. Dlatego strażacy musieli działać błyskawicznie. - W akcji brało udział 38 wozów strażackich i ok. 200 funkcjonariuszy. Pogoda nam sprzyjała, bo deszcz ograniczył dym i nie było większego zagrożenia poza obszarem hali, dlatego można było skupić się na zgaszeniu zarzewia ognia - relacjonował z miejsca akcji st. kpt. Karol Kierzkowski, rzecznik mazowieckiej straży pożarnej. Dzięki ustawieniu specjalnej ściany udało się zatrzymać płomienie. Cała akcja gaśnicza trwała do godz. 10, potem do późna trwało dogaszanie. Mimo błyskawicznej interwencji strażaków ogień strawił połowę gigantycznego budynku i niemal cały towar, który się tam znajdował. To już trzeci pożar w ciągu czterech lat w azjatyckim centrum handlowym. Dwukrotnie winne było zwarcie instalacji elektrycznych. Strażacy nie chcą na razie spekulować, czy tym razem było to podpalenie czy ponownie doszło do awarii.
Sprzedawcy z centrum w Wólce Kosowskiej ze zgrozą obserwowali całą akcję. Zasłaniali oczy, aby nie widzieć, jak płonie ich towar. - Były to głównie ubrania oraz trochę sprzętu AGD. Nie wiadomo, czy doszło do podpalenia, czy było to zwarcie przewodów elektrycznych. To będzie jeszcze dokładnie analizowane po zakończeniu wszystkich czynności - mówi Karol Kierzkowski. Poprzednie dwa pożary w Wólce Kosowskiej miały miejsce w 2009 i 2011 roku. Wówczas straty za każdym razem wyceniano na miliony złotych. - Paradoksalnie dwa poprzednie pożary, które miały miejsce w tych halach, nam pomogły. Znaliśmy teren i szybciej mogliśmy działać. Dlatego teraz udało nam się uratować połowę hali - mówi Kierzkowski.