Kolejny Marsz Niepodległości przerodził się w burdę i kolejny raz odbiło się to na warszawskich ulicach. Dewastacja Śródmieścia zaczęła się chwilę po rozpoczęciu manifestacji. Grupa zamaskowanych wandali zeszła z Marszałkowskiej i zaatakowała skłot "Przychodnia" przy ul. ks. Skorupki. Łapali, co mieli pod ręką - wyrwaną z chodników kostkę brukową, butelki i race. W płomieniach stanęły dwa zaparkowane obok skłotu samochody. Kilka innych, które stały na ul. Wilczej, zostało skopanych i straciło szyby. Race i kostka poleciały też w kierunku policyjnych radiowozów.
Chuligani znaczyli swój szlak zniszczeniami. Próbowali wyrywać płotki okalające drzewa, udało im się wyjąć z ziemi kilka metalowych słupków i uszkodzić kilka znaków. Grupa wandali odłączyła się od marszu i przeszła na plac Zbawiciela, by podpalić odnowioną ledwie cztery dni temu instalację "Tęcza". Próbujących gasić pożar strażaków wandale obrzucili kamieniami. Potem spłonęła jeszcze budka wartownicza przy ambasadzie Rosji.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Marsz dla Niepodległej, Marsz Niepodległości i mnóstwo innych wydarzeń
Naprawa zniszczeń będzie słono kosztować. Na pewno więcej niż kilkadziesiąt tysięcy zł. Sam koszt wymiany jednego słupka to 200 zł. - Będziemy w stanie oszacować straty najpewniej we wtorek. Nasze służby nie mogły dojechać od razu na miejsce i dopiero nocna zmiana została tam dopuszczona - mówił wczoraj Adam Sobieraj (36 l.), rzecznik Zarządu Dróg Miejskich. Z problemem i kosztami muszą się też uporać mieszkańcy, którym uszkodzono samochody.