23 października 2013 roku Mariusz O. zwabił do swojego mieszkania przy ul. Kaukaskiej Jana B., taksówkarza z korporacji Sawa. Wraz z kolegą Tomaszem R. zamierzali ukraść mu luksusowego mercedesa i sprzedać paserowi. Kierowca został pobity na śmierć. Chwilę potem Mariusz O. wsiadł do auta ofiary i pojechał pod Grójec, do kolegi z podstawówki. - Przyjechał późno wieczorem czarnym mercedesem z jakiejś korporacji taksówkarskiej. Mariusz był z dziewczyną, mówił, że wpadli tylko na kawę, bo jadą do Wrocławia. Był bardzo zdenerwowany. Wyznał, że właśnie zabił człowieka dla paru tysięcy złotych i prosił mojego męża, żeby pomógł mu sprzedać auto i ukryć ciało albo spalić w naszym ogrodzie. Proponował pieniądze - zeznała Paulina M. (30 l.).
Zobacz: Wypadek w kopalni Mysłowice-Wesoła. ZMARŁ ciężko poparzony górnik, osierocił 2-letnie dziecko
- Myślałem, że żartuje, bo często gadał głupoty, ale on zdradzał coraz więcej szczegółów. Mówił, że porady z Internetu, jak zabić człowieka, są marne i że temu mężczyźnie "ciężko było zdechnąć", musiał go dobić - mówił przed sądem Sylwester M. (32 l.). - Dodał, że miał pomocnika, ale uciekł, jak zobaczył krew. Nie zgodziłem się pomóc, więc odjechali - powiedział świadek.
Słysząc te zeznania, oskarżony wpadł w szał. Próbował wmówić przyjaciołom, że ktoś im sugerował wypowiedzi. Zrobił też na sali przedstawienie. - Proszę o zmianę obrońcy z urzędu. Mecenas kazał mi się przyznać do rzeczy, których nie zrobiłem - powiedział. Obrońca sam zrezygnował. Mariuszowi O. i Tomaszowi R. grozi dożywocie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail