Pracownicy MPO, kierowcy, ładowacze, hydraulicy, mechanicy są wściekli do granic możliwości. Prezes Sławomir Michalak zabrał im premie, które od lat dostawali do ciężko wypracowanej pensji. Co miesiąc do każdej wypłaty doliczano im 10-13 proc. dodatku, który sięgał średnio 200-300 zł. Od 1 lipca dostają jedynie gołą pensję. A ta, choć praca ciężka i niewdzięczna, ledwo wystarcza na życie, bo wynosi średnio 1500-2000 zł na rękę. W porównaniu z zarobkami prezesa Michalaka to marne grosze. Ten za ubiegły rok zgarnął, bagatela, 247 tys. zł!
- Usłyszeliśmy, że premii nie będzie, bo spółka ma straty - mówi hydraulik pracujący w jednej z baz MPO. - To jemu powinni obciąć pensję - dorzuca jego kolega. Pracownicy wolą nie podawać nazwisk, bo nie chcą stracić pracy. Tym bardziej że już wiadomo, że może być z nią krucho.
Spółka szykuje się do zaplanowanego przez władze Warszawy połączenia z Miejskim Przedsiębiorstwem Wodociągów i Kanalizacji. Trwa właśnie szukanie pomysłów na oszczędności i wiadomo, że część osób nie będzie już potrzebna. Nowy miejski holding wodociągowo-śmieciowy ma ruszyć z początkiem roku. Niewykluczone, że koszty tego połączenia poniosą też warszawiacy, którym przyjdzie zapewne płacić więcej za wodę i wywóz śmieci.