Pierwsze zawiadomienia do miejskich urzędników i służb mieszkańcy ul. Konwaliowej, zaczęli składać już w 1996 r. Udało im się wywalczyć postawienie znaków zakazu wjazdu dla aut ważących więcej niż 3,5 t. Tyle mogli zrobić urzędnicy z Zarządu Dróg Miejskich. Lata mijały, a problem nie zniknął. Do okolicznych firm wciąż dojeżdżają ciężarówki, których kierowcy skracają sobie drogę, jako skrót wybierając właśnie ul. Konwaliową. - My byliśmy tu pierwsi. Nasze domy są przedwojenne. Dopiero potem powstały firmy budowlane. Dlaczego mamy cierpieć nie z naszej winy? - żali się mieszkaniec Piotr Kozłowski (55 l.). Wieloletnia walka z kierowcami okazywała się walką z wiatrakami. - Po naszych interwencjach w mediach stawał tu radiowóz i przez chwilę był spokój. Gdy policjanci przestają pilnować, to ciężarówki wracają - dodaje pan Piotr.
Wyładowane tiry nie tylko dudnią i nie dają mieszkańcom spokoju, lecz także rujnują budynki. - Co roku musimy szpachlować i malować pęknięcia w ścianach całego domu. Tak nie da się żyć - komentuje Izabela Piekarska (70 l.), która pokazała dziennikarzom „SE” świeże szczeliny i ubytki w ścianach jej domu.
Zobacz zdjęcia, które zrobili reporterzy "SE" na ul. Konwaliowej:
Urzędnicy nie chcą jednak postawić w tym miejscu monitoringu czy instalacji, które ograniczyłyby nielegalny ruch ciężarówek. - Od pilnowania przestrzegania przepisów są odpowiednie służby - ucina Jakub Dybalski z ZDM. Co więcej, mieszkańcy nie mogą liczyć też na remont zniszczonej ulicy, bo drogowcy od lat nie mogą dogadać się z wodociągowcami.
Polecany artykuł:
Rozwiązaniem mogłyby zatem być częstsze kontrole. Te zdaniem Moniki Niżniak z Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego już się odbyły. Działają też białołęccy policjanci. - Wskazany rejon jest objęty doraźnym nadzorem dzielnicowego oraz załóg sektorowych Wydziału Patrolowo-Interwencyjnego - przekazała kom. Paulina Onyszko z komendy na Białołęce.
Polecany artykuł:
Zobacz archiwalne materiały różnych redakcji, które powstały na temat ul. Konwaliowej w ubiegłych latach: