Amerykanin oskarżony o zamordowanie swojej matki znów przed sądem. "Nie potwierdzam żadnych zeznań"
Na wtorkową (28 stycznia) rozprawę w Sądzie Okręgowym w Warszawie z USA przyleciała ciotka oskarżonego Karla, siostra zamordowanej Gretchen. W jej obecności sąd odtworzył nagrania z pierwszego przesłuchania mężczyzny. Jego zeznania mogą szokować drastycznymi szczegółami. Mówił tam, jak poinformował znajomych, że udusił matkę poduszką, jak następnego dnia postanowił pozbyć się ciała, jak ciął jej nogi, „bo nie zmieściły się do walizki”.
– Noga była przecięta w kolanie. Była za długa. Ręce nie były poprzecinane, zginały się w łokciach. Osobno zapakowałem tułów i głowę. Jedna z paczek ważyła nawet 80-90 kg, bo w środku były duże kamienie. Prawie złamałem kręgosłup rzucając matkę do Wisły. Na moście, w miejscu, z którego rzucałem zwłoki, zostawiłem różaniec z krzyżykiem. Przywiązałem go do barierki – mówił Karl w postępowaniu przygotowawczym. Teraz, po apelacji, wycofuje się ze wszystkiego.
− Nie potwierdzam żadnych zeznań. Odrzucam dokładność tych zeznań i ich wiarygodność. Wiem, że dokonywane były nagrania, ale nie zgadzam się z ich treścią − oświadczył we wtorek (28 stycznia) przed sądem 28-latek. Czy to możliwe, żeby Gretchen żyła, a on sobie to wszystko wymyślił? Czy to tylko rozpaczliwa próba obrony młodego matkobójcy?
Ciotka Karla nie ma żadnych wątpliwości. – Nie mam najmniejszej wątpliwości, że Gretchen nie żyje. Ona zawsze miała przy sobie telefon komórkowy, zawsze odpowiadała na telefony. Nie mam wątpliwości, że leży na dnie rzeki i że została zamordowana przez Karla. On zasługuje na dożywotnie więzienie – uważa krewna oskarżonego, Amerykanka Haidi (67 l.). Wkrótce sąd zamierza przesłuchać nowych świadków w tej sprawie, m.in. attachè przy ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Polsce, który zajmował się pośrednictwem współpracy polskich organów ścigania z FBI. Federalni z polskimi ratownikami trzy lata temu szukali szczątków Gretchen w Wiśle. Nic nie odnaleziono.