Ratownicy medyczni każdego dnia doświadczają przemocy
Codziennie walczą o zdrowie i życie Polaków. Już niewiele sytuacji robi na nich wrażenie - zachowują zimną krew nawet w tych najtrudniejszych. To oni przyjeżdżają na miejsca tragicznych wypadków, opatrują rany, są pierwszą linią niesienia nam pomocy. Widzą śmierć i cierpienie, a jednocześnie pozostają empatyczni. To bardzo ciężka praca, fizycznie i psychicznie.
Każdy z nas prędzej czy później spotka się z nimi twarzą w twarz, bo będzie potrzebował ich pomocy. A pomimo to na porządku dziennym spotykają się z agresją.
Od wielu lat ratownicy medyczni nagłaśniają problem przemocy, której doświadczają. Ataki z użyciem niebezpiecznych narzędzi, wyzwiska, pobicia. Są chronieni przez prawo – trzy lata temu wywalczyli ochronę taką samą, jaką mają inni funkcjonariusze publiczni na służbie. Najcięższe przypadki, a więc napaści, zawsze zgłaszają na policję, ale w sądach zapadają śmiesznie niskie wyroki.
Czytaj więcej: Szczegóły zabójstwa ratownika medycznego w Siedlcach. Mąż pani Katarzyny obezwładnił napastnika. "Gdyby nie on, zabiłby drugiego"
Piotr Owczarski z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego "Meditrans" w Warszawie mówi nam wprost: to zniechęca do walki o sprawiedliwość. Tymczasem skala problemu rośnie.
- W Warszawie mamy obecnie 20 odnotowanych postępowań. Wiele ataków nie jest zgłaszanych, chociaż na stacji wyczekiwania w Śródmieściu nie ma dnia, żeby nie dochodziło do takich sytuacji: ratownicy są policzkowani, szczypani, szturchani, wysłuchują wyzwisk. Tak jest w całej Polsce - słyszymy.
Czytaj dalej.
Zgłaszane są tylko najgorsze przypadki
Odnotowuje się tylko najbardziej medialne i brutalne przypadki. Wtedy zespół jedzie na komisariat, następnie składa zeznania, a po rozprawie zapada wyrok: 700 złotych zadośćuczynienia i prace społeczne.
- Dlatego ich nie zgłaszają. Są sfrustrowani i nie widzą sensu. Nikt tak naprawdę nie wie, jaka jest skala tego problemu. Natomiast opierając się na relacjach pracowników wiemy, że z każdym rokiem narasta i eskaluje. Jest coraz gorzej - tłumaczy, i dodaje: - Ratownicy nie wiedzą, czy wrócą do domu cali i zdrowi, czy może pobici, ale są i tacy, którzy zastanawiają się czy w ogóle wrócą żywi.
Żądają zmian po zabójstwie ratownika w Siedlcach
Zabójstwo ratownika medycznego w Siedlcach przelało czarę goryczy.
Czytaj więcej: Po śmiertelnym ataku na ratownika, pozostali domagają się działań przeciw agresji
Za naruszenie nietykalności funkcjonariusza publicznego grozi do 3 lat więzienia. Owczarski wskazuje, że z jakiegoś powodu napaści na ratowników nie są traktowane przez sądy na równi z napaściami na policjantów. Przepisy istnieją, jednak ich pełne możliwości nie są wykorzystywane.
Nie chodzi o podwyższenie kar, a zapewnienie ich nieuchronności.
- Potrzebujemy, żeby każdy, kto podnosi rękę na ratownika wiedział, że na pewno nie uniknie surowej, mającej efekt mrożący kary, a jest nią pozbawienie wolności - mówi Owczarski. - Uważam, że samo karanie sprawców też nie wystarczy. W społeczeństwie brakuje edukacji, kampanii społecznych, by pokazać naszą rolę w społeczeństwie. Tu potrzebna jest ogólnopolska akcja społeczna informująca każdego o konsekwencjach podniesienia ręki na ratownika oraz tego, w jakich przypadkach należy nas wzywać, bo równie często ambulans jest traktowany jak przychodnia na kółkach.
- Kiedyś w Wielkiej Brytanii NHS, czyli National Health Service, przeprowadziła ogólnokrajową kampanię. Na ulicach, przystankach i w telewizji pojawiły się proste scenki, które mówiły kiedy wzywać, a kiedy nie pogotowie. Warto pomyśleć o wprowadzeniu podobnego rozwiązania w Polsce - dodaje.
- Ratownicy medyczni to też ludzie, nie są robotami. Oprócz pobić równie często podczas udzielania pomocy przeszkadzają osoby postronne, czym opóźniają przewiezienie pacjenta do szpitala (przykład: pobicie ratowników medycznych w Żółwinie - przyp. red.), potencjalnie ryzykując pogorszenie jego stanu. To niedopuszczalne - słyszymy.
Atak w Siedlcach wstrząsnęła całą Polską. Zginął ratownik medyczny
Przypomnijmy - w sobotę wieczorem (25 stycznia) na jednym z osiedli w Siedlcach ratownicy medyczni zostali zaatakowani przez pacjenta. Dziennikarze "Super Expressu" informowali o tym zdarzeniu jako jedni z pierwszych. Agresywny mężczyzna ruszył na nich z nożem. W wyniku ataku 62-letni medyk zmarł. Sprawca został zatrzymany przez policjantów.
Jak poinformowała prok. Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach, zatrzymanym jest 59-letni Adam Cz.