Warszawa. Zabójstwo dziennikarki TVP. Jej rozczłonkowane ciało znaleziono w Jeziorku Czerniakowskim i na Dworcu Centralnym
To jedna z najbrutalniejszych zbrodni w Warszawie z początku lat 80. ubiegłego wieku. Zabójstwo dokonane przez 18-letnią dziewczynę z zemsty na matce. Danuta O. w pracy słynęła z punktualności i sumienności, ale być może praca pochłaniała ją tak, że zabrakło jej miłości do swojego dziecka. Za brak czułości 41-latka zapłaciła utratą życia.
Gdy w lutym 1980 roku Danuta nie pojawiła się w pracy, zaniepokojeni koledzy z telewizji publicznej zadzwonili do jej mieszkania przy ul. Noakowskiego. „Co się dzieje z mamą, nie przyszła do pracy?” – zapytali. – Nie mam pojęcia, nie miałam z nią kontaktu – odpowiedziała im sucho 18-letnia wówczas Katarzyna. Zaraz po tym telefonie zadzwoniła do swojego ojca (od kilku lat mieszkał oddzielnie w innym rejonie Śródmieścia, z nową partnerką). To Jerzy O. zawiadomił milicję o zaginięciu byłej żony.
Już następnego dnia po zgłoszeniu – 20 lutego 1980 roku – podczas prac przy Jeziorku Czerniakowskim, robotnicy zauważyli w wodzie dziwną paczkę owiniętą gazetą. Wyłowili ją, rozwinęli i nie mogli uwierzyć w makabryczne znalezisko. W wielkim garnku znajdowała się kobieca głowa. To była głowa Danuty O., dziennikarki TVP – rozpoznał ją były mąż. Sekcja zwłok wykazała, że głowę od reszty ciała odcięto tasakiem lub siekierą. Milicja nie miała wówczas żadnych tropów, gdzie może znajdować się reszta ciała, aż dostała sygnał o kolejnej makabrze.
Z jednej ze skrytek na bagaże na Dworcu Centralnym zaczął dochodzić specyficzny fetor. Po jej otwarciu okazało się, że zapach dochodzi z brązowej walizki. W jej środku znaleziono nagi tułów kobiety. W zamykanej na zamek błyskawiczny torbie podróżnej wyprodukowanej w NRD poukładane niczym puzzle upchnięte były ręce i nogi. W obciętych nogach brakowało rzepek. Jak się okazało, były to części ciała Danuty O. W torbie znajdował się również bukiet zwiędłych kwiatów.
Śledczy nie mieli żadnych podejrzanych. Postanowili opublikować krótki komunikat w telewizji – liczyli, że zgłoszą się świadkowie, którzy ułatwią im odnalezienie mordercy.
– 19 lutego wyszła z domu i nie dotarła do pracy Danuta O. Zwłoki kobiety zostały znalezione w walizce i torbie podróżnej. Jeżeli ktoś widział 19 lub 20 lutego kogoś z taką walizką i torbą, proszony jest o kontakt z komendą – brzmiał komunikat przeczytany w Dzienniku Telewizyjnym. I jak się okazało, to wystarczyło. Po emisji na milicję zgłosiła się sąsiadka kobiety, która twierdziła, że w dniu zaginięcia Danuty widziała jej córkę, taszczącą walizkę w tym samym kolorze, który zaprezentowano w programie.
Danutę O. zabiła jej własna córka. 18-letnia Agnieszka zrobiła to, bo czuła się niekochana
Teoria o 18-letniej morderczyni, dokonującej perfidnej i metodycznej zbrodni na własnej matce, nawet śledczym wydawała się wówczas nieprawdopodobna. Ale musieli sprawdzić tropy. Jeszcze raz przeszukali więc mieszkanie brutalnie zamordowanej dziennikarki. Dopiero wtedy zorientowano się, że tapeta ze sztucznych, czerwonych cegieł, którą pokryty był przedpokój, jest poplamiona krwią, a w kuchni brakuje jednego garnka z kompletu. W identycznym naczyniu pływała głowa kobiety po Jeziorku Czerniakowskim. Katarzyna O. została aresztowana i bardzo szybko podczas przesłuchania na komendzie przyznała się do zamordowania swojej matki. To, co wówczas zszokowało nawet funkcjonariuszy MO – to wyznanie, że dziewczyna planowała tę zbrodnię od trzech lat.
Wybrała dzień, w którym matka nie szła do pracy. Danuta O. zrobiła pranie i poprosiła córkę o zdjęcie z szafy kotła do prania bielizny. Katarzyna bez słowa weszła na drabinę, a gdy schodziła, z góry uderzyła 41-latkę siekierą w czoło i głowę. Gdy matka upadła, nastolatka zaciągnęła jej ciało do wanny, rozebrała je, pokroiła na kawałki i zapakowała w torby, które ukryła za zasłonami. Następnego dnia, jak gdyby nigdy nic, poszła do szkoły, a po niej zaprosiła chłopaka do mieszkania. – Dokonując wycięcia rzepek z kolan ofiary, działała z chirurgiczną precyzją. Wstrząsający był kontrast między tym, co zrobiła a skuloną sylwetką dziewczynki na ławie oskarżonych – wspominał po latach sprawę mecenas Tadeusz Wolfowicz w materiale TVN24 w ramach cyklu reportaży „Czarno na białym”.
Dlaczego to zrobiła? Najkrótsza odpowiedź brzmi – z narastającej przez lata nienawiści. Bo nie czuła się kochana, ani akceptowana przez mamę. Bo usłyszała, że była dzieckiem niechcianym.
− Gdy miałam mniej więcej 16-17 lat, matka powiedziała mi, że jestem dzieckiem niechcianym i nieplanowanym. Było to po kolejnej scysji między mną a nią. Dokładnie nie przypominam sobie, czego dotyczyła, albowiem takie nieporozumienia były na porządku dziennym. W tym czasie ojciec nie mieszkał już razem z nami − mówiła Katarzyna O. podczas zeznań, cytowana później przez „dziennik.pl”. Z zeznań wynikało też, że matka nigdy jej nie całowała i nie przytulała, nie chwaliła i nie doceniała, a bywało, że wyśmiewała. Kiedyś wykrzyczała córce: „żałuję, że cię urodziłam, musiała babrać się w pieluchach zamiast robić karierę w telewizji".
Opinia publiczna domagała się kary śmieci dla Katarzyny O. Sąd uznał dziewczynę za niepoczytalną w chwili dokonywania zbrodni i skazał ją na 8 lat pozbawienia wolności. Wyrok zapadł 25 września 1980 roku.
„Skazana pozbawiła życia tę, która jej to życie dała, ale dając to życie, nie nauczyła najprostszych uczuć. Trwający latami stan oschłości spowodował u oskarżonej zablokowanie emocjonalne” − brzmiało uzasadnienie wyroku.
− Mało! Mało dla tej matkobójczyni! − w stronę skazanej sypały się okrzyki z sali sądowej po ogłoszeniu wyroku. Ale sąd apelacyjny później podtrzymał wyrok. Katarzyna wyszła na wolność po pięciu latach odsiadki. Przez lata nie chciała nawet wiedzieć na jakim cmentarzu pochowano jej matkę. Zmieniła nazwisko i układała sobie życie na nowo. Urodziła córkę.