To była popisowa akcja stołecznych policjantów. Tuż przed godz. 10 stawili się w budynku przy ulicy Jagiellońskiej na Pradze-Północ, w którym przebywać miał podejrzewany o kilkanaście włamań Robert Ch. Z ustaleń kryminalnych Komendy Stołecznej Policji wynikało, że mężczyzna ukrywa się w mieszkaniu swojej rodziny. Punktualnie o godz. 10 mundurowi zapukali do drzwi z zamiarem zatrzymania bandyty. - Mężczyzna nie odpowiadał na wezwania policjantów, więc ci musieli wejść do lokalu siłą - opowiada Rafał Marczak z zespołu prasowego KSP.
Robert Ch. ani myślał ułatwiać policji zadania. Zastawił drzwi wersalką, a klamkę zablokował drewnianym drągiem. Gdy funkcjonariusze pokonali te zabezpieczenia i wpadli do mieszkania, zastali bandytę z potężnym toporkiem w ręku. Bez problemu jednak rozbroili mężczyznę, rzucili go na łóżko i zakuli w kajdanki.
Delikwent tłumaczył policjantom, że to nie przed nimi tak się chował i zabezpieczał. Jak wyjaśniał, bał się zemsty swoich znajomych, z którymi się nie rozliczył.
Robert Ch. prosto z mieszkania trafił do radiowozu, którym przewieziono go na komisariat. Niedługo potem był już w drodze do aresztu śledczego. Zgodnie z nakazem doprowadzenia miał tu trafić znacznie wcześniej w związku z przypisywanymi mu włamaniami do mieszkań i sklepów, których dokonał w ostatnim czasie w Warszawie. Ponieważ perspektywa życia za kratkami nie bardzo mu odpowiadała, ukrywał się przed policją. Kryminalnym z Komendy Stołecznej Policji udało się go jednak wytropić.