Kluby Cocomo. Nazwa się zmieniała, proceder kwitł
Proceder kwitł w najlepsze od niemal dekady. Pierwsze kluby ze striptizem Cocomo pojawiły się w 2013 roku. Szybko zyskały sławę miejsca, w którym nadzwyczaj szybko urywa się film, a następnego dnia po sprawdzeniu stanu konta można dostać zawału. Gdy o sprawie zrobiło się głośno, szyld zniknął, ale kluby zostały. Ci sami właściciele prowadzili ciemne interesy pod zmienioną nazwą.
Przeczytaj również: Wielka akcja CBŚP. Potężne uderzenie w sieć klubów go-go. Podejrzanym przedstawiono kilkaset zarzutów
Pod koniec maja 2022 roku do wszystkich 22 stripclubów weszli uzbrojeni po zęby funkcjonariusze CBŚP. Służby poinformowały o zatrzymaniu 20 osób, a w każdym z lokali zabezpieczono serwery i sprzęt elektroniczny. - Z naszych informacji wynika, że wszystkie kluby były nadzorowane w Krakowie. Tam znajdował się monitoring, który obejmował wszystko to, co działo się w poszczególnych klubach – powiedziała w rozmowie z TVN Iwona Jurkiewicz z CBŚP. W sercu monitoringu przestępcy mogli podglądać „pracę” w swoich przybytkach.
W biznes zaangażowany był operator terminali
To jednak nie wszystko. Odurzeni nielegalnymi substancjami dodawanymi do drinków klienci nie byli świadomi, że właśnie tracą wszystkie oszczędności. Proceder mógł rozkwitać dzięki operatorowi terminali płatniczych. - To przy ich pomocy można było dokonywać "czyszczenia" portfeli doprowadzonych do stanu nieprzytomności klientów, a także stosować inne oszukańcze zabiegi przy realizowaniu transakcji kartowych – powiedział w rozmowie z PAP prokurator Karol Borchólski z Działu Prasowego Prokuratury Krajowej. Jak przekazały służby w związku z tym zatrzymano byłego już członka zarządu firmy odpowiedzialnej za dostarczanie takich urządzeń. - Co więcej, przedstawiciel spółki instruował członków grupy, w jaki sposób należy postępować i jakie dokumenty należy dostarczyć do operatora terminali, aby wygrać postępowania reklamacyjne toczące się z zawiadomień pokrzywdzonych. To pozwalało grupie nieprzerwanie działać i osiągać ogromne zyski z przestępczego procederu - podkreślił.
Wierzchołek góry lodowej
Odurzanie klientów i czyszczenie im kont, to jednak tylko jeden z filarów działania klubów. Właściciele omijali tez płacenie podatków. Menedżerowie lokali zatrudniali "hostessy", które nagabywały klientów na ulicach. W zależności od ich skuteczności na takim procederze zarobić mogły nawet 1500 zł tygodniowo. Co więcej, ich "pracodawca" rozliczał się z pieniędzy za pomocą specjalnej aplikacji na telefon, unikając w ten sposób płacenia podatków. Mówi się też o lewym alkoholu, sprzedawanym jako drogie trunki.